Eksploracja podziemnych obiektów ma swój niepowtarzalny smak. Odkąd działam z grupą GES miałem okazję się nie raz o tym przekonać. Jak ta eksploracja wygląda ? Nasze starania skoncentrowane są głównie w obrębie tajemnic Riese w Górach Sowich. Sprawdzamy przesłanki i własne przypuszczenia na temat lokacji nie znanych dotąd partii podziemi zostawionych przez nazistowskie wojsko w czasie II Wojny Światowej. Zaznaczam, że w tej kwestii nie ma moim zdaniem nic gorszego jak „eksplorator”, który ogranicza się do eksploracji w domu przed komputerem na forach internetowych, grzejąc stołek wymyśla coraz to nowsze teoryjki wrzucając je do sieci lub powiela te już istniejące. Są też tacy, którzy chętnie wybierają się w teren na tzw.„wyprawy” eksploracyjne, które w ich wydaniu polegają na chodzeniu i ględzeniu filozoficznym pt. „tu coś może być ukryte” i na tym ta eksploracja się kończy. My tak nie robimy. Grupa GES ma swoje osiągnięcia – praktyczne, aczkolwiek nie doczekały się póki co publikacji. Być może nigdy się nie doczekają.
Jednak w związku z wysyłanymi na moją skrzynkę e-mailami od Was (po ostatnim moim wpisie) i pytaniami odnośnie eksploracji prowadzonych przez GES (zwłaszcza pytania „co znaleźliśmy”) postanowiłem trochę o tym napisać, przynajmniej tyle, na ile nie zobowiązuje mnie przysłowiowe trzymanie gęby na kłódkę.
Sztolnia nr 2 w górze Wołowiec
Do niedawna myśleliśmy, że istnieje tylko jedna sztolnia w Wołowcu, ta odkryta przez grupę KRET zawierająca szyb. My trafiliśmy do innej, która również się tam znajduje (nazwaliśmy ją „sztolnia nr 2″ w Górze Wołowiec – dla prostej identyfikacji – sztolnia nr 1 to ta z szybem, inaczej zwana sztolnią „Rudiger”). Co ciekawe to, że nie wspomina o niej ani jednym słowem żaden z autorów książek o podziemiach Gór Sowich, które przeczytałem. Nie znalazłem też na jej temat żadnej wzmianki w internecie. Wygląda na to więc, że ta sztolnia jest bardzo mało znana w świecie eksploracyjnym (jeżeli w ogóle jest..). Postanowiliśmy więc ją zinwentaryzować.
Sztolnia ma długość 51 m, i zawiera dwie ceglane tamy zbudowane blisko siebie (w odległości 1m) z rurami które przechodzą wewnątrz. Pierwsza tama znajduje się nieco ponad 4m od wejścia. Zaraz za nią jest kolejna. Następnie za drugą tamą sztolnia bita była w kierunku niemal prostym (łagodnie nachylona w lewo – patrząc od wejścia), zaś po kolejnych 15 metrach (kończących się metrowym przodkiem) skręca ostro (w lewo) przez jakieś 7 metrów. Kolejne 7,5m to delikatne zrównanie do linii prostej a następnie odcinek 16,5 m prosto. Sztolnia kończy się przodkiem, Metr od końca po prawej stronie znajduje się zagłębienie (około 1m) wskazujące również na zaczątki kucia w tym kierunku. Sztolnia ma w większości przekrój trapezowy, jej szerokość to przeciętnie 120 cm, wysokość 180cm. Wypytując miejscowych o historię tej sztolni przedstawiono nam dwie wersje. Obie mówią o niemieckim jej pochodzeniu (choć to było niemal jasne od początku) jednak z czasów przed II wojną światową. Dalej wersje się rozbiegają. Pierwsza mówi, że sztolnie wykuto w celu przechowywania tam żywności.. druga o zwykłym ujęciu wodnym. Ciekawą sprawą jest fakt, że sztolnia utworzona została w pobliżu szybu wentylacyjnego tunelu kolejowego pod Wołowcem co daje pewne podstawy do spekulacji… Stan wyrobiska jest bardzo dobry nie licząc początkowego fragmentu od wejścia do sztolni gdzie warstwy skalne górotworu ułożyły się już w niemal poziomy sposób i powstały tam wyraźnie odspojenia i rozwarstwienia.
Sztolnia nr. 4 w Osówce
O istnieniu sztolni nr.4 na Osówce podają różne źrodła. Pierwsze, z którym się zetknąłem, była książka Abrahama Kaizera wydana w formie pamiętnika (tyt. „Za Drutami Śmierci”). Ów Abracham (Żyd z pochodzenia) pracował tam jako więzień KL Riese, który spisywał swoje wspomnienia na papierze worków od cementu – tak m.in. napisał „..pracowalem przy sztolni nr 4…”. W zasadzie do dzisiaj nie można ustalić czy miał na myśli jedną z tych trzech, które są już znane (pamiętać należy, że numeracja sztolni wówczas mogła wyglądać zupełnie inaczej niż obecnie) czy też taką o której ulokowaniu do tej pory nie wiemy. Istotne jest jednak to, że skoro wymienił sztolnię o numerze 4 to z dużym prawdopodobieństwem były tam też odpowiednio sztolnie o numeracji 1, 2, 3, a to daje nam z kolei podstawy przypuszczać, że w kompleksie Osówka jest o jedną sztolnię więcej niż znamy obecnie.
Gdzie jest więc czwarta sztolnia ? (przyjmijmy dla niej nazwę sztolnia nr 4 aby nie burzyć kolejności znanych tam już sztolni). Jakieś 300 metrów od sztolni nr 3 znajduje się spore usypisko kamieni, nie opodal którego stoi fundament kompresora. Droga tam biegnąca jest wyraźnie poszerzona w jednym miejscu… W latach 90tych zwrócił na to uwagę m.in. Dariusz Aniszewski („Podziemny Świat Gór Sowich”), który zapodał, że z tego usypiska kamieni wystają tory kolejki. Postawił słuszne pytanie: czy prowadzą one do kolejnej sztolni ? Zważywszy, że nad „wybraniem” górotwór piętrzy się na odpowiednie niemieckie normy (30 metrów od stropu) można pokusić się o stwierdzenie, że jest to idealne miejsce na poszukiwania, jednak o nich nikt nic nie pisze. Czyżby się nie odbyły ? Czy torowisko a w ślad za nim wybranie to zbyt słaba przesłanka do takowych w tym miejscu ? Zdziwiłem się, że nic na ich temat autor nie wspomina. Nie wykluczone, że grzebał w usypisku zawzięcie całymi dniami ale na nic nie trafił więc nic na ten temat nie napisał. W każdym razie miejsce postanowiła zbadać we własnym zakresie grupa GES.
Wybraliśmy się tam, „podłubaliśmy” trochę, „posprawdzaliśmy” to i owo swoimi metodami… trochę czasu to zajęło, za to ostatecznie wnioskujemy, że kilka „drobiazgów” MOŻE wskazywać na to, że była tam sztolnia w początkowej fazie budowy, ewentualnie planowane wyjście z podziemnego kompleksu (tylko jakiego ? i gdzie jest wejście ?). Jakaś wskazówkę odnośnie wyższego poziomu dawały nam „dziwne nacieki” (cyt. M.Aniszewski „Podziemny Świat Gór Sowich”) rozlokowane na stropie w tylko jednym miejscu w sztolni nr 3. Kolega z GES (Piotr) wysunął w tym miejscu śmiałą hipotezę, że być może są to jakieś przeciekające przez skałę toksykalia, które wydostały się z korytarza sztolni, który z kolei przebiega w tym miejscu bezpośrednio nad sztolnią nr.3 krzyżując się z nią w linii pionowej.
Prawdę mówiąc te „dziwne nacieki” nie wyglądały w sposób oczywisty na przerost skalny wapienia w tym miejscu lub nacieki kalcytowe, ani nic podobnego co dawało by „takie” mleczno-białe „krople”. Postanowiliśmy więc pobrać próbki, następnie oddać je do analizy by sprawdzono ich skład. Jak się okazało, jest to rzadko spotykana amorficzna postać CaCO3 (węglan wapnia), ale co ciekawe, zawiera on też śladowe ilości innych substancji. Było nawet podejrzenie (pół żartem pół serio) o zawarte w nim mikro kryształy iperytu.. ostatecznie jednak diagnoza wygląda tak: węglan wapnia z domieszką siarczków wapnia i tlenków. W każdym razie to dzięki naszej grupie GES tajemnicze „dziwne nacieki”, przestały być raz na zawsze tajemnicze.
Wracając do sztolni nr 4. O jej istnieniu wzmianki zawiera także słynny raport Antola Demczuka, jak również omyłkowo (?) kilka razy wymieniono ją podczas kolejnych pierwszych inwentaryzacji kompleksów poniemieckich w tym rejonie.
Szukając śladów istnienia sztolni nr.4 nie sposób nie wspomnieć także na temat „wielkiej zagadki” (cyt. Aniszewski) czyli tzw. uskoku, że jakoby znajduje się tam jakaś sztolnia… (sztolnia nr.4). Prawda jest taka, że na 99% nie ma tam żadnej sztolni bo do dnia dzisiejszego sprawdzono to już „osiemnaście tysięcy razy”, odwiertami (również pionowymi), georadarami itp. i diagnoza za każdym razem jest taka sama: nie ma sztolni tam i już. Woda z poziomu wyższego wsiąka w uskok bo ma naturalne prawo wsiąkać, zwłaszcza gdy znajdują się w nim pęknięcia skalne, rozwarstwienia i maleńkie szczeliny. Mariusz Aniszewski w swojej książce „Podziemny Świat Gór Sowich” tak pisze o kopaniu łopatami w uskoku: „ …byliśmy coraz głębiej i bliżej celu” (jakiego ?), „,,prace utrudniały ciemności..”(kopali po ciemku ? sic !) „….oraz lejąca się na głowy woda pochodząca z żyły wodnej” (nikt nie pomyślał o odprowadzeniu ?) „..Po lewej stronie tunelu ukazały się szalunki (belki i deski) oraz coraz większe pustki między skałami. Niestety, zalewająca ciągle wykop woda okazała się silniejsza od nas. Przegraliśmy.” W tym miejscu powstał fenomen na który chyba nikt nie zna odpowiedzi, jak to się stało, że najpierw przed rozpoczęciem prac woda wsiąkała w uskok tak, ze „po owej wodzie nie ma już śladu” (cyt. Aniszewski) a następnie po rozkopaniu go, do tego stopnia, że pokazały się w nim „coraz większe pustki między skałami” (cyt.Aniszewski) woda zamiast tym łatwiej w nich znikać, nagle zaczęła się piętrzyć i zalewać wykop. Czy ona się tam zatrzymywała w powietrzu ??
Osobiście szanuję Mariusz Aniszewskiego, był Eksploratorem pisanym przez wielkie E (dziś zbyt wielu takich nie ma..) praktyk, a nie przez małe „e” (od takich aż roi się w internecie..). Do tego jego publikacja okazała się nie tylko bardzo ciekawa ale i pomocna (wskazówki, mapki itd.). Jednak mam podstawy wnioskować, że Aniszewski to człowiek z dużą skłonnością do fantazjowania (chyba wynikało to z nadmiaru emocji związanych z eksploracją).
Niech za jeszcze jeden przykład posłuży choćby eksploracja sztolni „Rudiger” w Górze Wołowiec. Kiedy odkopano wejście, odkrywcy podali, że było ono zamknięte stalowymi drzwiami od wewnątrz(!). Gdy udało im się dostać do środka, na spągu zauważyli wyraźnie odciśnięte ślady butów w kierunku wnętrza sztolni. Sztolnia kończyła się zalanym szybem, mówiąc o zamknięciu jej od wewnątrz i śladach na spągu wyraźnie w ten sposób dali do zrozumienia, że szyb musi mieć gdzieś zalane korytarze prowadzące do jakiegoś drugiego wyjścia/wejścia. „W lecie 1997 roku nurkowie, badający szyb, potwierdzili połączenie szybu z niewiadomymi wyrobiskami, które kierują się prosto w stronę tunelu.” (cyt. M.Aniszewski „Podziemny Świat Gór Sowich”). Chyba nikt wówczas nie przypuszczał, że wiele lat później ktoś się pofatyguje z odpowiednim sprzętem i owy szyb odwodni a następnie sprawdzi dokąd prowadzi i czy nie ma w nim bocznych korytarzy. Tak też się stało, zbadały go dwie profesjonalne niezależne od siebie grupy eksploratorów. Szyb okazał się ślepy, nie było żadnych bocznych przejść z jego poziomu ani z dna. Więc JAK (?!) w takim razie ktoś mógł zamknąć drzwi od wewnątrz i pozostawić tam wyraźnie ślady wskazujące na drogę ku wnętrzu sztolni ?
Mariusz Aniszewski w swojej książce „Podziemny Świat Gór Sowich” pisze również o istnieniu „CENTRUM” Riese w Górach Sowich. Przedstawił na to plan labolatorium, które znajduje się we Włodarzu w sztolni nr.5 (jego zdaniem takowa tam istnieje) za zawałem na końcu sztolni.nr.1. Pomijając prostotę rysunku tego planu (brak rozróżnienia na grubość linii, nie przemyślane pomieszczenia itp.), plan zawiera kardynalne błędy językowe. Skutkiem tego został on okrzyknięty w świecie eksploracyjnym fałszywką (osobiście nie uważam, że kłamstwa celowo dopuścił się sam Aniszewski, mogło być tak, że ktoś kiedyś po prostu z niego zadrwił podsuwając mu tę mapę..). W każdym razie zawał w sztolni nr.1 za którym (według Aniszewskiego) miało się znajdować wejście do sztolni nr.5 (która z kolei miała prowadzić do owego „CENTRUM”) został już przekopany i jak się okazało kończy się on przodkiem (sic.).
Sztolnia nr 6 w Jugowicach Górnych (kompleks Jawornik)
O istnieniu sztolni nr.6 usłyszałem pierwszy raz w ten sposób: „zawiera pancerne gazoszczelne drzwi, potem jest zawał a za nim kolejne takie same drzwi, są uchylone, następnie za nimi jest korytarz zalany wodą na głębokość 1,2 m a na końcu kolejne pancerne gazoszczelne drzwi, zamknięte, których nie udało się już przejść.” Do tego dostałem link z mapką.. (mapka nie odpowiada stanowi faktycznemu sztolni nr 6 a konkretnie jej początkowemu fragmentowi).
GES postanowiła zajrzeć do sztolni i zobaczyć to i owo. Na pieczątek było delikatne odgarnianie ziemi przysłaniającej pierwsze drzwi, tak by można było je obejrzeć i ocenić ich pancerność i gazoszczelność… Jak się okazało, drzwi nie są ani gazoszczelne ani pancerne (zwykła blacha grubości maks,2mm). Nie zgadniecie kto pierwszy puścił do obiegu taki mit, który odtąd w środowisku eksploratorów i na forach w internecie jest bezmyślnie powielany „drzwi gazoszczelne i pancerne” (myślałem, że skonam ze śmiechu gdy je zobaczyłem). Dalej nad wejściem na odcinku około 5 metrów utworzyło się wielkie zapadlisko. Grubość betonowej obudowy to 0,5m, na drzwi od wewnątrz napiera warstwa rumoszu skalnego, a z boku tuż przed drzwiami (z prawej strony) wybija małe źródełko (a nie z wnętrza sztolni !).
Ktoś też napisał że „sztolnia jest mocno zawodniona i nie ma możliwości jej odwodnienia więc to wyklucza wszelką możliwość eksploracji tej sztolni”. Kto był tam ostatnio w środku ? ze twierdzi, że sztolnia jest mocno zawodniona..Być może jest, ale póki co brak jakich kolwiek potwierdzonych doniesień na temat stanu aktualnego wnętrza tego wyrobiska. Być może nastąpił tam potężny obwał tworząc kawerny, lub całkowicie zawalając ciąg korytarza. Sztolnia nr 6 była eksplorowana ostatni raz w latach 90tych, przez grupę SGP KRET z M.Aniszewskim na czele, bez większych sukcesów. Kopali haotycznie skacząc w Jugowicach od sztolni do sztolni. Troche tu dziubneli, tam trochę dziubneli. Później wracali i znowu dziubali, w tym samym miejscu.
M.Aniszewski podaje, że kopali w zapadlisku nad sztolnią nr 6 przez kilka miesięcy, w upalnym słońcu „żar z nieba” (cyt.Aniszewski), łopatami, przecinakami, kilofami.. Wyborowali w ten sposób (i przy pomocy koparki) ponad 10 metrów gruzowiska, a gdy pomiar teodolitem pokazał im około 2 m do rzekomo stropu to.. odpuścili (sic !), mimo, że kopali w miękkim rumoszu a nie w twardej skale. Oczywiście nie ma też potwierdzenia czy faktycznie tyle wykopali bo „szyb wytrzymał do jesiennych deszczów” (cyt.M.Aniszewski) natomiast sam autor zapodał, że „dobrze się stało” z perspektywy czasu… „Sztolnia nr 6 pozostała niepokonana” (cyt. M.Aniszewski). Tak prawdę mówiąc nie została pokonana przez nich, bo wcześniej zaraz po wojnie była całkowicie drożna. Wydobyto z niej nawet jakaś szafę pancerną zawierającą „dziwną makulaturę”. Obecnie istnieją pewne szanse na eksplorację tej sztolni, GES ma możliwość uzyskać na to pozwolenie, ale jak dalej się sprawy potoczą, zobaczymy.
Sztolnia nr 5 w Gontowej
O sztolniach w Górze Gontowa, a konkretnie o ich ilości i rozmiarach, stanach ukończenia oraz przeznaczenia, istnieje tyle mitów, bredni i zabobonów, że chyba ich liczba przekracza już dziesiątki jak nie setki. Słyszałem i czytałem najróżniejsze, że jakoby są świadkowie, którzy widzieli tam zaraz po wojnie, iż wlotów do sztolni było kilkanaście (sic !), przy czym niektóre z nich miały 2 km długości i więcej, były obetonowane, ukończone, były w nich maszyny na ruchu (po wojnie !). Sztolnie według tych rewelacyjnych doniesień były widoczne na wielu poziomach (nie dwóch, a kilku !), według nich istniały również w górze szyby i studzienki, którymi można się było przedostać na każdy poziom sztolni do jej wnętrza (po drabince). O skarbach ukrytych w górze Gontowa (a konkretnie to w sztolni nr 3) już nie muszę chyba nikomu mówić. Każdy eksplorator zna te bajki (kwestia tylko czy w nie wierzy czy nie). Ludzie z okolicy, którzy pamiętają rok 1945 wspominają, że wejścia do sztolni były otwarte i drożne – wszystkie ! Jak się okazuje nie było ich wcale kilkanaście (tak podano w jednej książce..) tylko… 4. Niektórzy ze świadków zeznawali o sztolni nr 3 jako wykończonej, jakoby była wymurowana cegłą, do połowy pomalowana na biało, miała lampy elektryczne oraz komory boczne, gdzie znajdowały się narzędzia ślusarskie i jakieś maszyny – najwyraźniej mylą sztolnię nr 3 w Gontowej ze znajdującą się nieopodal sztolnią Helmutch (która również cały czas była dostępna). Inni z kolei twierdzą, że tunel miał jakieś 800 metrów, był w stanie surowym, w pewnym miejscu szedł pod górę a następnie gwałtownie opadał.. Według relacji niejakiego austriackiego inżyniera Moschnera sztolnia nr 3 to sztolnia o bardzo skomplikowanym układzie korytarzy i wielkich halach wewnątrz, gdzie w jednej z nich ukryto „coś” co zawinięte zostało w koce.. Są to według mnie mity-bajdy, które już praktycznie zostały obalone. Otóż prace mające m.in. na celu udrożnienie sztolni stanęły w miejscu, a konkretnie.. w przodku. Sztolnia 3 i sztolnia 4 to krótkie niedokończone sztolnie mające prawdopodobnie przypominać te z poziomu wyższego (sztolnia 1 i 2, ukończone do stanu surowego). Sztolnia nr 4 ma niespełna 100m i kończy się przodkiem. W sztolni nr. 3 powstały już wartownie, ale również po 100m kończy się ona przodkiem (informacja nieoficjalna). Jakie więc ceglane korytarze ? jakie betonowe hale ? gdzie ? jakie 2 km długości sztolni ? jakie „skarby” w niej ukryte w kocach, gdzie są te koce ??? Najlepsze jest to, jak ogrom eksploratorów łyknął te bajki Moschnera (tak samo jak młode bezmyślne pelikany łykają pokarm), do tego stopnia, że niedawno podczas prac przy sztolni za siatką jeden eksplorator stał i wrzeszczał do ekipy usuwającej zawał: „zaraz tunel skręci w lewo !!!”, z taką ekspresją emocji jakby był w jakimś amoku czy ekstazie. To są właśnie skutki tego jak łatwo jest pasjonata tajemnic zarazić kolejną brednią.
Na Moschnerowych bajkach w świecie eksploracyjnym oczywiście się nie kończy. Są również wielcy entuzjaści niejakiego inż. Anthona Dalmusa (niemiecki oficer, wykwalifikowany inżynier oraz pracownik Organizacji Todt), a także nie wiele mu ustępujący mitoman T.Moderski (montował instalację cieplną w podziemnych bunkrach) – on i jego opowiadania (bajki) biją rekordy.. a też mają obecnie swoich zaciekłych fanów.
Pewne pomiary na Górze Gontowa prowadziła swojego czasu również Grupa Eksploracyjna „Sikor” (GES). Byliśmy tam kilka razy (ja mieszkam bardzo blisko i znam dobrze te tereny). Znajduje się tam takie miejsce (daleko od sztolni nr 3), na które według GESu warto zwrócić szczególną uwagę. Miejsce to usytuowane jest za sztolnią nr. 1, również przy drodze, nieopodal zakrętu drogi. Od niej odchodzi w las krótka boczna droga, przy której, od lewej jest duże wybranie w górze. Po prawej znajduje się strumyk z betonowa przepływką, a po przeciwnej stronie ulicy na zakręcie jest spory wyrównany do poziomu teren. Warto pamiętać, że poniżej biegły (kończyły się) tory kolejki. Jakby tego było mało, to w tym wybraniu (a także kawałek za nim w górze) zimą śnieg szybciej topi się niż w innych miejscach do koła. Jakieś kilka lat temu pod wpływem silnych deszczów namoknięta ziemia w wybraniu osunęła się i powstała w nim spora szczelina. Dziś już po niej nie ma śladu, widocznie była to tylko pustka w ziemi, ale czy naturalna ? Wydaje się, że jest to idealne miejsce pod sztolnie nr 5, oczywiście czysto hipotetyczną póki co i tak należy to traktować. Przedstawiam poniżej jeszcze kilka zdjęć tego miejsca.
Tajemnicza Włodyka
Zespół bunkrów i schronów w górze Włodyka fascynował mnie już gdy miałem 14 lat. Wtedy to po raz pierwszy biegałem z ciekawości po tej okolicy zaglądając do każdego możliwego wejścia. Moja rodzina mieszka w Ludwikowicach Kłodzkich, moi dziadkowie z tamtąd pochodzą, ich sąsiedzi, autochtoni, oraz ich znajomi (Żydzi pracujący wówczas w tamtejszym obozie filli Gross-Rosen) potrafili wiele na temat tych miejsc znajdujących się we wnętrzu tej góry powiedzieć. W zeszłym roku GES postanowiła zawitać do Włodyki, robiłem więc nie jako za przewodnika. Z oczywistych przyczyn technicznych nie wszędzie mogliśmy wejść, raczej to co można zobaczyć dzisiaj to jakieś 30 % tego co znajduje się we wnętrzu tej góry.
Jednak znaleźlismy coś o czym wczesniej nie miałem pojecia, zupełnie przypadkiem… Pewien lokalny złomiarz, którego akurat zastaliśmy tam przy „pracy” wskazał nam to miejsce. To bunkier – byłem w nim wcześniej – ale wówczas ściana wewnątrz nie była rozbita. Teraz mogliśmy przejść, jednak dalej trzeba było się gramolić. Wszystko było umazane jakąś czarną substancja (smoła ?), a na końcu w najdalszym z korytarzy, ciasnym, były ustawione w rzędzie duże białe pojemniki wypełnione jakaś substancją. Złomiarz mówił, że słyszał w swojej rodzinie, że tu rosjanie schowali jakieś paskudne chemikalia, wyglądało to tak.. nie chcieliśmy tego ruszać. Na temat tych owych chemikaliów następnie na próżno szukałem w internecie i w książkach. Nie ma nic o tym nigdzie napisane. Wygląda na to, że GES znowu ma swoje małe odkrycie. Generalnie nie interesują nas toksyny, jednak można przypuszczać, że są one prędzej pochodzenia niemieckiego (znajdowała się tam fabryka Dynamit AG i Molke Werke), a Rosjanie po wojnie poprostu czymś takim nie chcieli sobie brudzić rąk (nie miało to widocznie praktycznego zastostowania, może jakieś składniki do czegoś..) i schowali tam.
Dalszy kompleks Riese ??
Jakiś czas temu trafiliśmy zupełnie nieoczekiwanie na ślady wielkiego (być może) podziemnego kompleksu. Weszliśmy pierwsze 10 metrów (ściany, strop – pełny żelbet), szok, naprawdę robi wrażenie. Następnie pojawiają się „trudności”. Owe „trudności” są dla nas do przejścia, jednak by działać legalnie wymagają pozwolenia a takiego w tym miejscu na pewno nie dostaniemy. Jest opcja wejść na „krzywy ryj”, my jednak nie chcemy działać w ten sposób.. Szczęśliwie udało się nam namierzyć jeszcze jedno wejście. Jeżeli przesłanka jest prawdziwa, to mogę powiedzieć, że oba wejścia są oddalone najmniej o 2 km w linii prostej ( w linii prostej !) od siebie. W tym drugim miejscu już wystaraliśmy się o pozwolenie na wejście, tyle, że tu również napotykamy na „trudności” – jednak tym razem trochę „inne” (nie chodzi o żadne pieniądze)… Jak się to dalej potoczy, nie wiem, mamy kilka koncepcji na dalsze działania. Przesłanki i dowody na istnienie tam ogromnych podziemi są naprawdę mocne. Obecnie trwają przygotowania do eksploracji przez grupę GES, zostały podjęte już pewne działania, jednak na ile okażą się one skuteczne ? Póki co jak na złośliwą ironię w obliczu największego odkrycia w grupie GES zaczyna się dziać niedobrze. Stało się tak za sprawą naszego „prezesa” Piotra, którego bojaźliwa natura nie pozwala mu (nie po raz pierwszy) uczestniczyć z nami w ryzykownej eksploracji (sytuacja do złudzenia przypomina te kiedy przyznał dzień przed zimowym survivalem, że nie pójdzie bo panicznie boi się, że zmarznie..). Nie było by w tym nic złego (nawet w tym, że nie ruszając się z domu stale gorączkowo oczekuje wyników: „prześlijcie mi fotki”, „zdajcie relacje”) jednak o sprzęt, zaopatrzenie i transport dla nas jako „prezes” nawet nie myśli zadbać (musimy dbać sami). Postanowiliśmy działać dalej, nie zważając na to, że tym razem szczególnie przydało by się nam wsparcie w postaci pełnej mobilizacji wszystkich (podkreślam to słowo) sił eksploracyjnych GESu.
GALERIA:
Bunkier z białymi pojemnikami to mogilnik. To takie składowisko środków chemicznych używanych w rolnictwie za czasów PRL. Gratuluje debilizmu.
Eksploracja to niebezpieczne zajęcie, więc z takim podejściem do tematu radzę zająć się czymś innym.
Jak dla mnie to prawde wytknales, a prawda bywa bolesna. Kto sie teraz przyzna ze wierzył w 2km wykonczonej sztolni nr 3 w gontowej albo w sztolnie za uskokiem w Osówce ? Teraz te „orły” ze swiata eksploracji beda ci probowali wytknąć najmniejszy nawet błąd, ich sympatii to sobie na pewno nie zyskales podwazajac ich autorytet, nie mowiac juz o Aniszewskim ktory pewnie chetnie wbiłby ci widły w plecy 🙂
pozdrawiam
Ten mogilnik nie ma tam prawa istnieć, zgodnie z ustawą o ochronie środowiska wszystkie mogilniki w kraju miały zostac zlikwidowane do 2010 roku. Mogilnik bez wątpienia mogilnik, ciekawe czy ktos z Urzędu mógłby za to beknąć.
W tej sztolni na Wołowcu to była taka historia, ze byli tam wtedy w czterech: Aniszewski, Mirosław, Zagórski i Witkowski. Zeznali, że widzieli wewnątrz ślady butów niemieckich, których liczba wskazywała na to że szły tam trzy osoby, od wnętrza sztolni do drzwi, zamknęli je i wrócili z powrotem ku wnętrzu sztolni 🙂 żeby było zabawniej to Zagórski zapodał, że szyb był wtedy suchy gdy tam byli, nie mieli jedynie sprzętu by tam wejść, ale gdy za kilka dni tam wrócili tam z W.Stojakiem, który wziął ze sobą sprzęt to tu raptem abraa kadabra czary mary i szyb był już zalany wodą :p
Ha, „Dalszy kompleks Rise”, coś w tym może byc!?. Ponoc odkryte dotąd kompleksy Rise to tylko stanowią jakieś 30% środków przekazanych przez Rzeszę na budowę „Olbrzyma”. Zresztą nazwa OLBRZYM do czegoś zobowiązuje.
Jeśli jesteś z Głuszycy to skontaktuj się z T. Gromalą , za dawnych czasów sporo chodziliśmy po lesie, kilka fajnych miejscówek wówczas namierzył.