Jako że wyjazd do Indonezji nie ograniczał się tylko do samego przedzierania się przez dziką dżunglę, a w całości był niesamowicie udany (miejsca, uczestnicy), więc postanowiłem, że opiszę go po kolei, w skrócie, w trzech częściach, żeby zachęcić do aktywnej turystyki wszystkich, którzy spędzają urlopy na plaży smażąc piersi i jaja na ostrym słońcu, nawet przez dwa-trzy tygodnie. W każdym z trzech części artykułu, pojawi się dżungla, przy czym hardcore będzie miał miejsce w części trzeciej..
Pierwszą indonezyjską wyspą na której rozegrała się nasza przegroda, była wyspa Flores. Szaleje tam malaria, ale od czego jest lek Malarone. Zażywany w ramach profilaktyki doskonale nas zabezpiecza. Na Flores, w ramach „rozgrzewki” trekkingowej, udaliśmy się trasą prowadzącą pomiędzy plantacjami ryżu, kakao, wanilii, bananowcami i drzewami awokado, do cudnego wodospadu Cunta Rami, u podstawy którego znajduje się naturalny basen wodny, gdzie dane nam było dla ochłody popływać. Następnie udaliśmy się trasą wiodącą stromo przez dżunglę i las deszczowy, do słynnej wioski Wae Rebo, położonej w górach. Kto interesuje się Indonezją i nie słyszał o tej wiosce? Chyba takich osób nie ma. Jednak to, co o tej wiosce jest powszechnie wiadome i co można przeczytać o niej w przewodnikach, nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Jak dla mnie sprawa tej wioski jest mocno kontrowersyjna. Niby wioska jest odcięta od świata zewnętrznego, dlatego nie ma tam dróg i elektryczności a jej mieszkańcy rzekomo żyją prymitywnie, niczym za czasów epoki kamienia łupanego. Niestety, gdy się tam już jest, wygląda to zupełnie inaczej. Wódz wioski, jak się okazuje bardzo lubi ówczesną walutę, którą skrupulatnie przeliczy (szybko i sprawnie jak pracownik banku) zanim zgodzi się, żebyście przenocowali w jednym z jego szałasów, gdzie o dziwo, znajduje się nowoczesny sprzęt kuchenny (garnki, talerze, szklanki..) i sklep (o zgrozo!) z pamiątkami. W dodatku na ścianie wisi duży zegar elektryczny (na baterie). Coś tu grubo nie gra.. Następnego dnia rano, trzeba już opuścić wioskę, w której jakoś dziwnie brakuje mieszkańców. Po odwiedzinach w wiosce Wae Rebo, udajemy się do Jaskini Lustrzanej. Coś pięknego! Jaskinia naprawdę zrobiła na mnie duże, pozytywne wrażenie. Jest cały czas w trakcie formowania się (w dalszym ciągu tworzą się w niej stalagmity i stalaktyty). Znajduje się tam unikatowa i bardzo ciekawa, szata naciekowa. Pająki oraz nietoperze, które tam żyją, są gigantycznych rozmiarów. Jaskinia ma rozwinięcie poziome. Miejscami jest bardzo wąska, aczkolwiek nie ma w niej tzw. zacisków. Jest to jaskinia krasowa. Jej całkowita długość wynosi około 200 m.b. Następnym punktem programu było wynajęcie łodzi z załogą i kucharzem włącznie, a następnie udanie się w rejs do wysp Bidadari i Kelor, w okolicy których nurkowaliśmy na rafach koralowych, obserwując morskie stworzenia. Zwiedziliśmy również obie wyspy. Lunch jedliśmy na statku. Wywiesiliśmy na nim polską flagę, piliśmy Indonezyjskie piwo i zażywaliśmy kąpieli słonecznych. Tak oto dopłynęliśmy do wyspy Rinca, zwanej Wyspą Waranów. Tu kolejne zaskoczenie. Warany były wolne i sprawiały wrażenie odurzonych jakimiś środkami. Ma to logiczne uzasadnienie. Dzięki takim zabiegom turysta ma szansę z bliskiej odległości zrobić sobie fotografię z tymi gadami, które w normalnej kondycji są bardzo niebezpieczne. Waran jednym ugryzieniem potrafi zabić dorosłego bawoła. Wszystko za sprawą silnie trujących bakterii, które zawiera jego ślina. Warany jako jedyne gady nie zmieniły się od czasów prehistorycznych. Informacje, że dinozaury wymarły w 100%-tach, są jak widać bzdurą.C.D.N.
Fajnie że wróciłeś cały i zdrowy i że wyprawa się udała,z tego co piszesz to tam też rządzi komercja podobnie jak w Górach Sowich.Pozdrawiam Jurek.
Zgadza się, niestety. Największa komercja jest na wyspie Bali, opiszę to na koniec w trzeciej części artykułu. Najciekawiej (najbardziej dziko) było na wyspie Sumbawa, tam jest taka dżungla, że po prostu masakra.. i coś jeszcze, ale o tym będzie w części trzeciej. Cierpliwości, dowiecie się wszystkiego, obiecuję.
No napewno ciekawa impreza ,to co zobaczyles nikt ci nie zabierze (a napewno bylo ). W tym kapeluszu wygladasz jak Tony Halik. Ile kosztuje taka impreza tak z ciekawosci?
Ten wyjazd (17 dni) kosztował mnie około 12000 zł. Chętnie bym jeszcze gdzieś pojechał, ale nie za bardzo wiem gdzie, bo wszędzie gdzie chciałem to już byłem. Jest fajny pomysł na wyprawę do Ameryki, ale ten program nie jest jeszcze dograny i trzeba czekać, aż będzie ;/
12 kola to dość wygorowana cena. Myslałem ze choc z polowe mniej moze tak ekspedycja kosztowac. Do państwa islamskiego jedz tam ci wrażen nie powinno zabraknac.
12 000, ale w tym są przeloty samolotem a te właśnie najwięcej kosztują. W Afryce (siedlisko państwa islamskiego) byłem już tyle razy, że w zasadzie nie mam tam czego już więcej szukać. Do samego państwa islamskiego się nie wybieram.
Grenlandia?
Może lepiej „Riese” w Górach Sowich. 😀 Trochę zmęczyły mnie już te wszystkie podróże i wyprawy w daleki świat – co za dużo to niezdrowo. Może za jakiś czas.. może wtedy będzie to Grenlandia albo Alaska, kto wiec co mi do głowy strzeli 😀