Książka – recenzja

Zgodnie z obietnicą, dla czytelników mieszkających daleko poza Nową Rudą, zamieszczam recenzję mojej książki, która ukazała się w tygodniku „Noworudzianin” (nr 322). Dodam, że jest mi niezmiernie miło, z ilości nadesłanych do mnie na e-maila i na blog, pozytywnych komentarzy i recenzji tej książki oraz ze składanych mi bezpośrednio gratulacji od osób, które tę książkę przeczytały. Mam nadzieję, że będzie ona długi czas służyła eksploratorom i turystom za przewodnik i źródło wiedzy o wojennej historii Ludwikowic Kłodzkich.

Recenzja_książki [za: tygodnik „Noworudzianin” nr 322]

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

23 odpowiedzi na Książka – recenzja

  1. Tomasz pisze:

    Jestem mile zaskoczony tak rzeczową i konkretną recenzją.Duże brawa dla Pani Sabiny za przygotowanie recenzji.Gdzieś w komentarzach czytałem czy książka będzie dostępna w sprzedaży w Muzeum Molke,czy będzie cenzura Oczywiście czekam Pawle na hasło 1000 sprzedanych egzemplarzy.

    • Paweł Jeżewski pisze:

      Jak będzie się tak nadal dynamicznie sprzedawać jak do tej pory to ani się obejrzę a krzyknę, 1000! 😉 Dodruku robił nie będę, co najwyżej drugie wydanie uzupełnione o nową wiedzę, którą zdobędę przez kolejne 7-10 lat. Tu należy brać pod uwagę jeszcze to, że ja nie badam tylko Ludwikowic. Eksploracje prowadzimy na terenie całych Gór Sowich i okolic, ja tylko wybrałem sobie Ludwikowice Kłodzkie jako temat, któremu poświęcę czas na publikacje. Z resztą to jest – jak już wcześniej wspominałem – z korzyścią dla czytelników, bo Ludwikowice są najciekawsze i kryją najwięcej tajemnic 😉

      Przychylam się do gratulacji dla p.Sabiny. Bardzo ładna i rzeczowa recenzja. Konkretna i ścisła.

  2. kliper2 pisze:

    No jak narazie zbierasz same pozytywne opinie, nie znalazłem nigdzie opini negatywnej na temat książki. Ciezko by nawet chyba bylo ,nie ma gdzie cie zlapac na wykroku w niej.
    No może poza jedną nie istotną omylką wiekową.
    Jak pisalem wczesniej na tym polu nie ma kozaka na cb

    • Paweł Jeżewski pisze:

      Ta omyłka (już o niej pisał ktoś wcześniej) to zwykły lapsus, poprawię to w drugim wydaniu i tyle. Czy można by było mnie na czymś w niej złapać?
      Sam jestem ciekaw, może ktoś mnie na czymś upoluje 😉 Książka ogólnie jest bardzo mocna, bo pokazuje dużo faktów, które wcześniej nie były znane, a które ustaliłem w efekcie nowych eksploracji terenowych, dotarciu do nieznanych dokumentów archiwalnych, inwentaryzacji terenowych i rozmów przeprowadzonych ze starszymi ludźmi. Na pewno jeszcze nie wiemy wszystkiego i chyba długo jeszcze nie będziemy wiedzieć.

      Ad. pozytywnych opinii. Dostałem również gratulacje pisemne od Dyrekcji Archiwum Muzeum Gross-Rosen. Jest mi bardzo miło. Prawda jest taka, że gdyby nie to, że AMGR zwróciło się do mnie z prośbą, żebym oprowadził po terenie byłej fabryki Dynamit AG Ludwigsdrof, potomków żydowskich więźniów z Francji, którzy umieszczeni byli w obozie w Ludwikowicach Kł. to chyba długo jeszcze byśmy nie znali odpowiedzi na pytanie, dlaczego całą męską część tego obozu w 1944 zlikwidowano i niemal wszystkich tych więźniów wymordowano od razu w komorach gazowych. Teraz już wiemy i cieszę się, że jestem pierwszy, który to opublikował. 😀

      • McLine pisze:

        Paweł, nie jeden autor wcześniejszych publikacji czytając Twoją książkę powinien się spalić ze wstydu.. ale to tak na marginesie. 😉

        • Paweł Jeżewski pisze:

          Nie osądzajmy, pisać każdy może.. parafrazując znaną piosenkę ;-). Odnośnie mocnych stron mojej książki to już wiadomo jakie są, a czy są słabe? Na pewno to, że brakuje dokumentacji techniczno-projektowej budowy kompleksu Gontowa (której nikt do tej pory nie odnalazł). Mamy więc zrobioną dokładną inwentaryzację terenową a nie mamy jej z czym porównać, tak jak np. w rozdziale o fabryce amunicji, gdzie obok inwentaryzacji terenowej są zamieszczone niemieckie lageplany tej fabryki (rok 1940 – pierwszy raz publikowany plan – oraz 1942). Poza tym ta znikoma ilość dokumentacji dot. Baustelle Ludwigsdorf-Eule, do której mnie (pierwszemu) udało się dotrzeć w archiwum, to kropla w morzu tego co bym chciał. Póki co ta książka to jest maks tego co wiadomo (choć to ogrom w porównaniu z tym, co było wiadomo zanim książka się ukazała). Ja jednak chciałbym wiedzieć więcej i mam nadzieję, że w kolejnych latach zdobędę tę wiedzę, wówczas książkę uzupełnię tam gdzie trzeba.

          • Zajcew pisze:

            Ciekaw jestem jak by tak zestawić Gontową porównawczo z Osówką ?

          • Paweł Jeżewski pisze:

            Na Osówce troszkę inaczej było to zorganizowane niż na Gontowej, co wynikło z różnic w terenie i kilku innych kwestii…, ale ja o tym pisał nie będę (o Osówce), słowo się rzekło, publikuję tylko Ludwikowice. A póki co opublikowałem w książce wszystko co do tej pory wiem. Teraz będę odpoczywał, a za jakiś czas prawdopodobnie będę kontynuował pracę badawczą. Jest duża szansa, że w przyszłości o Ludwikowicach jeszcze napiszę (drugie wydanie książki), ale pewności mieć nie można, bo kto to dzisiaj wie, co będzie po takim długim czasie.

  3. Kiris pisze:

    …nadszedł czas….Przeczytałem dwa rozdziały i to jeszcze w tzw międzyczasie. Czytając książkę, ma się niedosyt wiedzy…a co za tym idzie, książka jest świetnie napisana. Paweł, zawsze miałeś lekkie pióro, szacun… Czytając książkę, wiele chwil przypomniało mi się z dzieciństwa, miejsc w których biegałem i bawiłem się z kolegami i koleżankami. Powróciły obrazy, zapachy z dawnych lat…
    Napisane jest, że ciała poległych więźniów chowano na tzw boisku…kiedy miałem z 12 lat może 13, zerwaliśmy się ze szkoły na wagary:) i padło właśnie na to boisko. Wzięliśmy ze sobą piłkę i babingtona….rozpaliliśmy ognisko na kiełbaski i ….uwierzcie czy nie, ale nie dało sie tam grać w piłkę ani w paletki….jakoś tak to nie szło, ciężko było biegać, ogólnie kiepski klimat…byliśmy tam jeszcze ze dwa lub trzy razy na takie własnie wypady i zawsze było tak samo…Z książki dowiedziałem się że, tam chowali więźniów, cóż i wszystko jasne.
    Pozostał mi jeszcze trzeci rozdział, pewnie go jutro połknę:) i co dalej…
    …zacznę czytać od początku:)

    • Paweł Jeżewski pisze:

      Odnośnie złego samopoczucia w tym smutnym miejscu, to mogę dodać, że bardzo podobne zjawisko występuje u wielu ludzi na Soboniu, gdzie był jeden z odcinków Baustelle Wüstegiersdorf należący do Bauvorhaben „Riese”. Odczucia negatywne bez widocznej przyczyny najczęściej pojawiają się w okolicy byłego AL Lärche wchodzącego w skład AL Riese. W Ludwikowicach na terenie dawnego boiska mamy dokładnie to samo (wiele osób to mówi).

      Miło mi, że książka się Tobie podoba i dziękuję, za recenzję. Chciałbym przeczytać jeszcze Twoją recenzję z rozdziału trzeciego no i wypatruję recenzji od czytelnika „krwi” 🙂

      • krwi pisze:

        Czytelnik „krwi” też już jest w trzecim rozdziale. Jak skończę to napiszę tu małą recenzję. Na razie widzę kawał solidnej roboty. Tylko jedna mała uwaga techniczna, na niektórych rysunkach, szczególnie w rozdziale pierwszym opisy są trochę zbyt małe przez to kilka razy musiałem sięgać po lupę (wzrok już nie ten).

        • Paweł Jeżewski pisze:

          Ok. zatem czekam na recenzję. 🙂

        • Znaki Riese pisze:

          Krwi 😉
          Też na to zwróciłem uwagę,ja sobie radziłem robiąc fotę smartfonem i powiększaniem
          Ten sposób może być też przydatny w terenie 🙂
          …po co tachać książkę;)

          • Paweł Jeżewski pisze:

            Wielkość liter w podpisach pod zdjęciami to już kwestia pomyślunku grafika, który składał książkę. Chciał żeby się to wszystko dobrze zmieściło, w innym przypadku konieczne byłoby przycinanie zdjęć. Ja to zaakceptowałem. Może na przyszłość, gdybym kiedyś robił drugie wydanie, to jakieś inne rozwiązanie przyjmiemy (np. większy format książki).

            Odnośnie mapek. Była taka koncepcja, żeby zrobić je na formacie A4 (lub większym) jako strony książki, które można byłoby rozkładać i składać. Ale jakoś to umarło. Ogólne założenie było takie, że jak ktoś ma dobry wzrok to widzi, inni mają okulary, a jak coś to lupa 😉

            Powiem Wam jeszcze jako ciekawostkę, że teren, którego najbardziej „gęstą” mapkę z opisami zrobiłem, to jest Soboń. Tam jest bardzo dużo detali. Gdybym publikował Soboń w formie książki, to mapka musiałaby być na A4 (kartka rozkładana), a Gontowa daje radę (mapki), bo bardzo mało kto zgłasza trudności z dokładnym odczytaniem mapek.

    • ChrisR pisze:

      To może Panie Pawle umieścić mapki w większej skali do zobaczenia/ściagnięcia na blogu? Skoro i tak już są w książce, to może ktoś ze słabszym wzrokiem by skorzystał. Ja chętnie.. 🙂
      Książka bardzo ciekawa i merytoryczna. Gratuluję kawału dobrej roboty.

      • Paweł Jeżewski pisze:

        Dziękuję.

        Odnośnie mapek. Bardzo mało kto zgłasza, że są nieczytelne. Raczej każdy kogo pytałem twierdzi, że przeczyta tam każdą literkę. Ja również nie mam z tym żadnego problemu a wzrok już nie mam taki jak kiedyś. Cóż, dla tych z naprawdę bardzo słabym wzrokiem jedyne co mogę zrobić w tym przypadku to za jakiś czas wydać wielkoformatowe mapy zrobione na dobrym podkładzie topo, Gontowej i fabryki amunicji (coś takiego jak mapy Cery, żeby można było zabrać w teren). Możliwe, że przy drugim wydaniu tej książki te mapy (wielkoformatowe) będą dodatkowo załączone do książki. To jedyne racjonalne rozwiązanie jakie widzę w tym przypadku.

        Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję za gratulacje.

  4. Legolas pisze:

    Witam.
    Przeczytałem, bardzo mi się ta książka podoba. Od razu widać, że książkę pisał eksplorator znający się w temacie w dodatku z zamiłowania. Rysunki, dokumenty, ładne zdjęcia, współczesne i archiwalne. Książka bardzo ładnie wydana. Czego chcieć więcej ? Wielki szacun Paweł za te książkę.

    Pozdrawiam.

    • Paweł Jeżewski pisze:

      Bardzo mi miło. Czego chcieć więcej? Ja bym chciał przede wszystkim niemieckich planów budowy kompleksu Gontowa do rozdziału trzeciego. Tam mi tego brakuje, żebyśmy mogli porównać z tym co zinwentaryzowaliśmy w terenie, tak jak ma to miejsce w rozdziale pierwszym o fabryce amunicji – jest dokumentacja terenowa i archiwalna. Ale niestety planów budowy kompleksu Gontowa nie udało się nikomu jeszcze odnaleźć.

      „Krwi”, jak tam?

  5. Znaki Riese pisze:

    Biedny KRWI…:)
    cóż ON tu wyskrobie ?!

  6. krwi pisze:

    Aż żeście zapeszyli biednego krwi, co ja takiego odkrywczego mogę napisać? Pewnie najmniej mam do powiedzenia z Was wszystkich.

    Przede wszystkim wielkie uznanie dla Ciebie Pawle za ogrom pracy jaką wykonałeś i najważniejsze, że zdecydowałeś się to opublikować.
    Pamiętam jak dawniej tu na blogu odgrażałeś się, że swoją wiedzą nie będziesz się dzieli. Cieszę się, że nie dotrzymałeś słowa (przynajmniej w tej części co tam jeszcze skrywasz kto wie).

    Postęp osiągamy dzięki temu, że możemy się opierać na dokonaniach poprzedników, bez tego stalibyśmy w miejscu.
    Dzięki takim publikacjom przyszli eksploratorzy nie będą musieli zaczynać od nowa, co więcej za kolejne 10 lat śladów terenowych będzie o wiele mniej niż jest teraz (w końcu czas boi się tylko piramid) a im mniej faktów tym większe pole to tworzenia mitów.

    Także ludzie nie aspirujący w ogóle do eksploracji (np tacy jak ja) a jedynie ciekawi tematu mają możliwość sięgnięcia do rzetelnego naukowego opracowania. „Mitologii” na półkach jest pełno (takie pisze się łatwo wystarczy mieć bujną fantazję) a o naukowe opracowania ciężko gdyż już wymagają włożenia większego wysiłku.
    Oczywiście „mitologia” też zawsze będzie się sprzedawać, od wydania „De revolutionibus” minęło prawie pięć wieków a mimo to płaskoziemcy mają się dobrze.

    Opracowanie ma charakter naukowy co bardzo mi się podoba (sam mam wykształcenie ścisłe), analizujesz dokumentację, zbierasz zeznania świadków i dokładnie badasz w terenie każdy ślad. Wszystko starasz się zestawić w odpowiednim kontekście historyczno-technicznym co jest podstawą. Odtworzyłeś w bardzo przekonujący sposób całą organizację pracy na Gontowej (i to bez dokumentacji). Rzeczowo, konkretnie trzymając się wyłącznie faktów. Nawet dla mnie, który nigdy nie był na Gontowej i żadnego z tych obiektów nigdy nie widział obraz jest jasny i czytelny. Przydały by się takie opracowania pozostałych placów budów w Riese (może się doczekamy w Twoim wydaniu).

    Co do zawartości merytorycznej oczywiście nie śmiem polemizować natomiast nasunęło mi się kilka pytań, które sobie zanotowałem. Jak je przemyślę czy rzeczywiście mają sens to je tu zadam, może trochę rozszerzysz parę kwestii.

    Chciałbym się odnieść jeszcze do kwestii zeznań świadków, te które cytujesz charakteryzują się niezwykłą dokładnością. Ja nie byłbym w stanie tak dokładnie opisać zdarzeń, których byłem świadkiem 10 lat temu a co dopiero 70. Według mnie zeznania świadków zawsze obarczone są dużym błędem, szczególnie po tylu latach. Z tego chociażby powodu ciekawe by było odkopanie do końca trójki, można by zweryfikować na ile zeznania rozjechały się z rzeczywistością.

    Poza tym wyłapałem parę drobnych literówek:
    – na stronach 9 i 10 powinno być XX w. zamiast XIX (ktoś już tu o tym pisał),
    – na schemacie na stronie 142 rozstaw szyn jest 60 mm, powinno być raczej cm,
    – na rysunku na stronie 224 wydaje się, że jest zamieniona numeracja budynków 1 z 3,
    – na stronie 275: „Dodarłem”,
    – to co pisałem już wcześniej, niektóre rysunki są trochę zbyt małe np. na tym na stronie 62 do przeczytania opisów trzeba mieć sokoli wzrok.

    Jeszcze raz gratuluję świetnej roboty.

    • Paweł Jeżewski pisze:

      Dzięki za Twoją recencję i uwagi.

      Odnośnie relacji świadków historii. Ponoć to jest tak, że starzy ludzie bardzo dokładnie pamiętają swoje młodzieńcze lata (najbardziej dzieciństwo z lat 5-12), później (kolejne lata) pojawiają się już pierwsze konfabulacje. Najwięcej konfabulacji zawierają zwykle wspomnienia z wieku dorosłego. Tak ponoć działa ludzki mózg. O ile relacje p.Wicher przyjmuję raczej za duży pewnik, to mam wątpliwości co do niektórych szczegółów relacji najstarszego z braci Groniów. Ja również bardzo bym chciał, żeby odkopali tą 3-kę do końca łącznie ze wszystkimi prowadzącymi z niej chodnikami. Ale jakie są na to szanse? Pomówimy o tym za jakiś czas w odrębnym artykule.

      Jeżeli masz jakieś dodatkowe pytania to śmiało pytaj.

      Bardzo Ci dziękuję za wskazania moich potknięć w tej książce. Przy takim nawale tego wszystkiego jakoś to przegapiłem. Na pewno poprawię te lapsusy o których wspominasz w II wydaniu (rozszerzonym). Odnośnie rysynku ze strony 62 to obiecuję, że w następnym wydaniu zamieszczę go na całą stronę żeby był bardziej czytelny.

      Raz jeszcze dzięki.
      Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.