Ten wpis kieruję głównie do ludzi mających zamiłowanie do uprawiania survivalu. Przemierzałem ostatnio Saharę (przeszedłem cały Wielki Erg Wschodni) i tam uświadomiłem sobie, że pustynny survival (pustynia sucha piaskowa) tak naprawdę nie istnieje. Sztuka przetrwania w takim miejscu jak pustynia-Sahara ogranicza się do loteryjnego szczęścia, a będzie się je miało jeżeli natrafi się na swojej drodze na jakąś karawanę lub miejscowych Nomadów (ludzie pustyni). Reszta po prostu nie zadziała, lub nie będzie miała znaczenia, Sahara zabije każdego kto na niej pobłądzi, bez wody, gdzieś na środku pustyni, jego dni będą policzone.
Przemierzając Saharę próbowałem tych różnych „technik” zasłyszanych wcześniej w programach szkoły przetrwania. Oczywiście ja nie walczyłem o życie, nie musiałem tego robić, nasza wyprawa na „pustynię pustyń” była zorganizowana na medal, byliśmy przygotowani na każdą złą ewentualność (ugryzienia skorpionów, węży, udar cieplny itp.), mieliśmy wodę i potrzebne nam środki, towarzyszyła nam grupa Nomadów, wiec spokojnie mogłem taplać się w pustynnym klimacie i ocenić co by było gdyby..
Tak jak wspomniałem, „techniki” nie działają w takim miejscu lub ich rezultat jest bez wagi. Niektóre z nich są absurdalne w zamierzeniu. Dla przykładu: chyba nie sądzicie że wyciskanie piachu zawiniętego w koszulkę w celu wyciśnięcia iluzorycznej kropelki wody, jest rozsądne. Dobrze się to ogląda w znanym programie survivalowym dla debili, zdrowo jest się wtedy pośmiać, ale realnie poważnie w takiej sytuacji chyba żaden z Was nie poświecił by tyle energii i wylanego potu by w upale słońca wyciskać piach do tego stopnia że ten aż puści soki..
Ja dla zabawy spróbowałem „pułapkę na rosę”. Musze przyznać, że pułapka nie działa. Może działa wtedy, gdy po prostu jest rosa, ale wtedy jest wszędzie i nie potrzeba pułapki.. A dodam, że „pułapkę na rosę” zrobiłem wzorowo niczego nie zaniedbując. Mimo to kamienie od spodu były suchutkie (podobnie jak wszystko inne do koła).
Sztuczka z wielbłądem jest jak traf ślepej kury w ziarno. Szanse na znalezienie świeżego jeszcze aczkolwiek już martwego wielbłąda na pustyni to graniczy z cudem. Ja znalazłem martwego wielbłąda na pustyni niedaleko Oazy, przedstawiam go na fotce poniżej, spójrzcie i zastanówcie się czy można by wydobyć z niego jeszcze trochę wody..
Człowiek bez jedzenia wytrzyma spokojnie 3 tygodnie i nadal będzie na chodzie. Kiedy skorpion saharyjski wbije mu swój kolec jadowy to bez odpowiednio szybkiej pomocy zafunduje mu to trwały paraliż. Na palącej słońcem pustyni trwały paraliż to jest to czego akurat najbardziej nam potrzeba.. Dlatego uważam, że atak na skorpiona by uczknąć z niego „zawsze coś na ząb” uważam za skrajny idiotyzm. Pomijając, że wrzucanie na nieprzyzwyczajony do tego żołądek jakichkolwiek pustynnych stworzeń na surowo za skutkuje prawdopodobnie silnym zatruciem, biegunką inwazyjną i szybkim odwodnieniem organizmu.. w dodatku w sytuacji walki o przetrwanie przy braku wody do picia.
Wędrowanie nocą na pustyni – saharze też odpada. Pomijam już, że można nadziać się na żmiję rogatą, wędrowanie nocą jest niezwykle trudne z ważywszy na średniej wielkości nieregularne wydmy, ich nachylenie jest bardzo słabo widoczne nawet przy bezchmurnym niebie (sprawdziłem to). Latarka na głowę lub okulary noktowizyjne których używa wojsko załatwi sprawę, inaczej wędrówka nocą po pustyni – saharze będzie jak gonienie w piętkę.
Odnośnie jedzenia daktyli (zielonych – przyp.), to jeżeli znajdziecie na środku pustyni choć jedną palmę daktylową to ja Wam mocno pogratuluję. Wyłączając Oazę na trasie Wielkiego Ergu Wschodniego nie znalazłem tam ani jednej ! (pomijam, że zjedzenie surowych zielonych daktyli za skutkuje prawdopodobnie tym samym co zjedzenie surowego skorpiona..).
Generalnie nie wierze w skuteczny survival pustynny (pustynia-sahara), jak już to w ślepe szczęście..
W przypadku takich obszarów pustynnych, które pokazujesz – suchy piach po horyzont, faktycznie jakiekolwiek przetrwanie to tylko kwestia szczęścia/zbiegu okoliczności. Wszelkie zalecenia sprowadzają się do pozostania na miejscu, wtedy szansa na ratunek jest największa (pod warunkiem, że ktokolwiek wie, że zniknęliśmy i zacznie nas szukać). Na samym odparowywaniu wody ze wszystkiego co się da też nie ma co polegać przy zapotrzebowaniu na kilka litrów dziennie.
Najpierw bys spuchl a potem dostalbys obledu. To jest przechlapana sytuacja znalezc sie bez wody na takiej pustyni. Nawet nie ma jak tu szybciej ze soba skonczyc..pozostaje smierc w mekach