Odpowiedni trening przed wyprawą w wysokie góry jest niezbędny – truizm, ale prawdziwy. Dobra kondycja, silne nogi, ogólna sprawność i zdrowie to podstawa. Bez tego na wysokie szczyty nawet nie ma co się ruszać. Technikę można wytrenować, sprzęt można nabyć, wiedzę zdobyć. Ja tak zrobiłem (i wciąż nad tym pracuję). Niestety są niuanse na które mocnych nie ma. Dlatego nie zarzekam się, że wejdę od razu na każdy szczyt na który zamierzam wejść. Przede wszystkim nie wiem jak mój mózg i płuca (mimo dobrej aklimatyzacji) będą reagowały na wielotysięczne góry – może się w praniu okazać, że mam usilną i wredną tendencję do chorób wysokościowych. To niebawem się okaże. Mam pewne obawy.
Podczas szkoleń tatrzańskich słyszałem wiele opowieści od ludzi którzy już z wysokimi górami się zderzyli. Np. widziano jak kobieta wchodząc na słynny Mount Blanc będąc już coraz bliżej szczytu nagle niespodziewanie zwinęła się w pionie jak mokra nitka makaronu na podłogę. Kto inny na Kilimandżaro na wysokości około 5200 m.n.p.m. zareagował (bez wcześniejszych bólów głowy !) gwałtownym bardzo silnym krwotokiem z nosa i wymiotami. Trochę się tego typu opowieści nasłuchałem..
Jestem optymistą, ale nie takim by nie dopuszczać irracjonalnie możliwości porażki, nie zależnej po prostu ode mnie. Weźmy taki przykład: Pogoda. Słyszałem opowieść ( w Tatrach), że podczas wyprawy na Aconcaqua pogoda załamała się tak bardzo, że wejście stało się po prostu nie możliwe, w dodatku taka aura utrzymała się złośliwie aż trzy tygodnie. Kto z nas ma tyle czasu by siedzieć tam i czekać tyle czasu na okienko pogodowe ? trzeba było wracać. Liczę na to, że mnie takie coś w górach nie spotka.
Nie boję się ryzyka i na pewno będę ryzykował na maxa, a do treningu przykładam się naprawdę solidnie. Odbyłem szkolenia w Tatrach (ukończone dyplomem), dbam o kondycję i ogólną formę przez cały rok. Robiłem w między czasie mniejsze wypady np. wejście w bardzo złą pogodę (zamieć, wysoki śnieg, lokalnie bardzo gęsta mgła, mróz) na Śnieżnik, i to z samym Danny Williamsem. Wszystko to po to by przygotować się na każdą możliwą ewentualność jaka może mnie spotkać w wysokich górach.
Kurs który odbyłem w Tatrach był naprawdę bardzo solidy (polecam każdemu). Podczas tego kursu dowiedziałem się również nieszczęsnej prawy o lawinach. Prawda jest taka, że gdy kogoś takowa przysypie to zazwyczaj zawsze kończy się to jego śmiercią. Jeżeli w ciągu pierwszych 18 minut nie zostanie odkopany (zakładając, że nie zginął od razu na skutek urazów mechanicznych przy zejściu lawiny co stanowi aż 25 % przypadków) to można już tylko odkopać trupa. Jeżeli jesteście gdzieś daleko w górach i zejdzie na Was lawina..
Jest wiele niebezpieczeństw, które można pokonać lub niwelować. Np. odpowiednia wiedza na temat lawin, może sprawić, że nie pójdziemy dalej – to jest kolejny powód dla którego wyprawa może zakończyć się niepowodzeniem. Ja np. mogę chcieć ryzykować życie, ale pozostali członkowie zespołu niekoniecznie. Liczę w każdym razie na sukces, niebawem mój rajd po wysokich szczytach rozpocznie się. Mam nadzieję, że będę miał co na stare lata wspominać.
Zachęcam do obejrzenia zdjęć (z opisem) robionych podczas ostatnich szkoleń Tatrzańskich. Zdjęcia znajdują się na tym blogu w zakładce ALBUM.