„Riese” – recenzja nowej książki

Dawno na rynku wydawniczym nie ukazała się książka o „Riese”. O ile mnie pamięć nie myli ostatni raz w 2018 r. i była to książka mojego autorstwa, o Ludwikowicach Kłodzkich, w której opisałem bardzo dokładnie kompleks Gontowa wchodzący w skład projektu „Riese”. Ale to był tylko jeden kompleks spośród sześciu [siedmiu – wliczając Jagodziniec] w Górach Sowich. A tu jak na życzenie nagle okazało się, że jest nowa książka o „Riese” (patrz z lewej okładka). Jako aktywny eksplorator terenowo-archiwalny nie szukam wiedzy w książkach, ale tym razem dla odprężenia miałem ochotę z ciekawości coś z literatury poczytać, żeby się dowiedzieć co tam nowego napisano o „Riese”. No i książkę kupiłem, przeczytałem… i postanowiłem napisać tu swoim zwyczajem krótką recenzję.

RECENZJA
Ogólnie mówiąc ta książka tematycznie nic nowego nie wnosi, za to jest próbą uporządkowania w sposób chronologiczny wiadomości o budowie „Riese”, które były już publikowane we wcześniejszych publikacjach. Treść książki została podzielona na trzy okresy: pierwszy to okres przedwojenny, po nim drugi – skrótowo przedstawiony okres budowy „Riese” (1943-1945), a następnie trzeci (zasadnicza część książki) – okres od maja 1945, aż do grudnia 1959 r. Poniżej przedstawiam zalety i wady tej publikacji:

Zalety:
Pomysł na tę książkę uważam za dobry. Autor konsekwentnie trzyma się próby przedstawiania wydarzeń w osi czasu, głównie skupiając się na powojennych wydarzeniach: pierwszych prasowych wzmiankach o „Riese”, pierwszych inwentaryzacjach, pierwszych poszukiwaniach, itp. To jest innowacyjny pomysł – „patent” Autora. Grafika w tej książce również jest na plus. Publikacja zawiera dobrze przygotowane do druku archiwalne zdjęcia obrazujące teren budowy „Riese” w okresie powojennym, a także wycinki artykułów ze starych gazet. Ponadto wyżej wymienione materiały harmonijnie współgrają z tekstem książki, który łatwo się czyta (w sensie, że książka nie jest toporna). Tekst jest poprawnie zredagowany. Zamieszczone w książce archiwalne prasowe wypociny obrazują ignorancję dziennikarzy, którzy są ich autorami. Porównując do tych materiałów „jakość” merytoryczną artykułów prasowych ukazujących się współcześnie np. w internecie każdorazowo przed tzw. sezonem ogórkowym, można łatwo wyciągnąć wniosek, że dziennikarstwo stoi nadal na takim samym poziomie. Docierając do tych wszystkich archiwalnych materiałów prasowych uważam, że Autor zrobił dobrą robotę za co należą mu się od Czytelników gromkie brawa. Ponadto Autor zamieścił w książce archiwalne dokumenty PPT (s. 325, s. 338., s.302., s.301., ) i podpisał je, że pochodzą one z „archiwum autora”. Ja do dokumentów PPT dotarłem w AP Wrocław w zespole Państwowa Inspekcja Gospodarki Materiałowej, i gdy z nich korzystałem w moich publikacjach, podawałem jako źródło AP Wrocław. Skąd Autor ma takie dokumenty w swoim prywatnym archiwum? Szacun.

Wady:
Zasadniczą wadą tej publikacji jest to, że Autor występujący jako narrator pomiędzy obszernymi cytatami artykułów prasowych i innych materiałów, bazuje głównie na wiedzy zawartej w starych książkach, broszurach, opracowaniach, dawnych artykułach w „Odkrywcy”. A niestety wiele z tych pionierskich materiałów zawiera rażące błędy merytoryczne lub są po prostu nieaktualne. Na przykład pisanie, że w Ludwigsdorf w okresie II wojny światowej znajdowały się dwa potężne zakłady: fabryka amunicji Mölke Werke i drugi zakład – fabryka prochu Dynamit AG (s.35.), woła o pomstę do nieba. W Ludwigsdorf (po wojnie wpierw Ludwikowo a dopiero później Ludwikowice Kłodzkie! (s.121.)) nigdy nie było fabryki o nazwie Mölke Werke. I wbijcie sobie to mitomani do głowy. Równie karygodne jest powielanie bzdur, że pracownicy przymusowi pracowali w Ludwigsdorf w podziemiach elektrowni (s.34.). Ta elektrownia nie posiadała takich podziemi. Autor pisze, że we wsi Falkenberg znajdował się obóz AL „Riese” (s.37.) co jest nieprawdą. Tego typu kwiatków jest w tej publikacji więcej, niestety.
W osi czasu powojennych wydarzeń występują duże luki. Na przykład kompleks Gontowa. Autor zaczyna powojennymi informacjami o kompleksie Gontowa, od 5 sierpnia 1945 r. (s.102.) A przecież były już publikowane przez D. Garba relacje F. Klappera, który z kolegami spenetrował naziemną część tego kompleksu zaledwie kilka dni po wojnie. Brak relacji K. Gotthardta, który Gontową spenetrował w części podziemnej pierwszy od razu po wojnie można Autorowi darować zważywszy na fakt, iż mój artykuł w „Gazecie Noworudzkiej”, gdzie część tych relacji zamieściłem, ukazał się, gdy już ta książka była w druku. Ale publikowałem dużo wcześniej w „Odkrywcy” dokumenty archiwalne, z których wiadomo, że po wojnie plac budowy na Gontowej zajął Starosta Kłodzki, a 28 czerwca 1945 r. była tam delegacja z kopalni Ruben w Nowej Rudzie. Poza tym autor nie wspomina nic w książce o przedsiębiorstwie BUDOMAT, które w marcu 1946 r. przejęło skład materiałów budowlanych w Sowinie, o FIOPZO, itd. Więc brakuje trochę… i nie tylko o Gontowej.
Kłują w oczy zawarte w tej książce liczne niedociągnięcia. Na przykład Autor wymienia obozy dla robotników przymusowych i jeńców wojennych, których zatrudniono do budowy „Riese”, ale nie wiadomo dlaczego pomija obóz dla rosyjskich jeńców wojennych, który znajdował się w Sowinie (s.30.). Oprócz wsi Wüstegiersdorf (Głuszyca) i Wüstewaltersdorf (Walim), na których projekt „Riese” odcisnął swoje piętno, Autor wymienia wieś Falkenberg (Sokolec) (s.31.). Akurat we wsi Falkenberg nie licząc faktu, że więźniowie głębili tam rów kablowy prowadzący z Sowiny w kierunku Rzeczki, to nic innego w ramach budowy „Riese” się nie wydarzyło.
W książce pojawia się dość znaczna ilość błędów logicznych, np. Autor pisze cytując Demczuka, że czwarty tunel w kompleksie Osówce był obudowany cegłą a poniżej pisze o tym tunelu, że był obetonowany (s.153.). Zdarzyło się, że górę Gontowa nazywa górą Falkenberg (Sokolec) (s.103.). Tego typu nieścisłości i błędy w książce się mnożą, że nie sposób ich tu wszystkich wymienić.
Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Autor z uporem maniaka propaguje mit o ukrytym pod koniec wojny depozycie w sztolni nr 3 w Gontowej. Uruchamiając swoją fantazję pisze o licznych wysadzeniach tej sztolni, o strażnikach pilnujących sekretu i o tym co oni w danej chwili widzieli, myśleli, co czuli,.. itp. A im dalej w las (czyt. kolejne wzmianki w książce dotyczące mitu o Gontowej), tym bardziej Autor wprowadza Czytelników w świat swoich głębokich fantazji. Apogeum tych wymysłów Czytelnicy natrafią na stronach 273-274.

Wnioski i uwagi końcowe
Książka pt. „Riese” początek tajemnicy – to kawał roboty i trzeba to przyznać uczciwie. Blisko 500 stron dobrze wygłaskanego tekstu. To jest znacznie rozszerzone i zaktualizowane wydanie pierwszego tomu książki pt. Podziemne tajemnice Gór Sowich. Jestem pewien, że kolejne wydanie – gdy już Autor wprowadzi do tekstu niezbędne korekty pod względem merytorycznym i uzupełni go o nowe wiadomości – będzie bardzo dobrą książką wśród literatury o „Riese” i stanie się ona lekturą obowiązkową dla młodych pokoleń eksploratorów i badaczy, którzy będą chcieli wypowiadać się o „Riese” autorytatywnie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na „Riese” – recenzja nowej książki

  1. kliper2 pisze:

    No i dobrze , że zadałeś sobie trud by pochylić się nad tą książką, oszczędziłeś mi trochę czasu, nie będę musiał ja go marnować. Szkoda że autor się nie przyłożył bardziej do tej książki bo z tego co piszesz mogł by być dobry materiał. No ale … Ja jestem w stanie zrozumieć wszystko, ale jak usłyszałem o strażnikach pilnujących sekretu to już momentalnie odcięło mi zapłon i ów lekturę mogę włożyć między bajki.

    • Paweł Jeżewski pisze:

      No z tymi strażnikami to odleciał… Z drugiej strony o kompleksie Gontowa też napisał dużo ciekawostek na podstawie relacji świadków historii, np. Pani Jadwigi Korn, Pana Jana Gronia (w tym Gotthardt – parobek Opitzów), Pana Józefa Żydaka, itd. Jest co poczytać, tylko że właśnie ta książką nie jest jeszcze tak dobra (przez te wady które wymieniłem) jak mogła by być.

  2. kliper2 pisze:

    … a no jak widać Donkiszotów w riese przybywa.

  3. Zakonnik pisze:

    Cześć
    Ciekawa recenzja. Widać książka jest intrygująca, ma swoje zalety i wady (chyba nie ma książek idealnych). Zaciekawiłeś mnie, chętnie też ją kupię i przeczytam, żeby móc mieć własną ocenę. Porządkowanie powojennych wiadomości w jednej publikacji też uważam za duży plus.

    • Paweł Jeżewski pisze:

      Witaj. Ja też ten jego pomysł aby ściśle przyjrzeć się powojennym wydarzeniom w „Riese” i tego co się działo wokół Gór Sowich uważam za bardzo dobry. To jest temat, który można cały czas badać i dalej uzupełniać o nowe wiadomości.

  4. Mckornik pisze:

    Słona recenzja. Ale obiektywna. Być może kupie tę książkę. Mam już kilka książek Technola, jednak autorami byli np. znakomity Pan R.Owczarek i Pan D.Garba. Tym razem szarpnął się na tekst sam Wydawca. No no…

  5. Paweł Jeżewski pisze:

    Słona to byłaby gdybym wypunktował wszystkie niedoskonałości. Jednak w ocenie brałem pod uwagę fakt, że Autor nie jest historykiem ani nie posiada wykształcenia technicznego w zakresie budownictwa, energetyki cieplnej, elektryki, instalacji wodno-kanalizacyjnych, itd. Więc jak ma się wypowiadać kompetentnie o historycznych lub technicznych aspektach budowy „Riese” ? Ponadto Autor nie jest eksploratorem terenowym ani archiwalnym i dlatego bazuje na tym co było już publikowane dawno temu i okrasza swoim komentarzem w odniesieniu do źródeł publikowanych w późniejszym okresie lub wplata swoje fantazje. Czasami uda mu się dotrzeć do świadków historii i z nimi porozmawiać. Dzięki niemu możemy poczytać co dawniej w prasie pisano o „Riese”.

  6. kliper2 pisze:

    Czyli co ? Praca jego polegała na posklejaniu zbioru artykułów napisanych już dużo wcześniej(jeszcze nie rzetelnie) i dodaniu swoich nie zbyt fajnych historyjek typu strażnicy? Taki był wkład jego w tą książkę ? Ee to taki tam kolejny naciągacz na kasę.

  7. Paweł Jeżewski pisze:

    On jest inny niż my, w sensie, że my zajmujemy się eksploracją i badaniem historii hobbystycznie w godzinach wolnych od pracy i publikujemy nasze prace przede wszystkim dla satysfakcji, a on pisze i wydaje książki, żeby zarobić pieniądze, żeby mieć za co żyć. To jego praca. Z wykształcenia jest farmaceutą – nawet był taki wywiad z nim, pt. „Farmaceuta na tropie tajemnic”. Z apteką mu nie po drodze, a jakoś sobie musi radzić. Więc zbiera i publikuje w swoich książkach wycinki prasowe i komentuje po swojemu. Niestety to nic nie wnosi do rozwiązywania zagadek „Riese”. Jego styl pracy widać w jego książkach. Oprócz wycinków prasowych, z których składają się jego książki roi się w nich od cytatów ze starach mało aktualnych książek innych autorów, niekiedy zawierających ogrom błędów merytorycznych. Znajomy mój, ze względu na te mnogie cytaty nadał mu tytuł championa cytatu, i nazywa go „krakowski mistrz cytowania”. Ale potrafi też dotrzeć do świadków historii i pociągnąć ich za język. To trzeba mu oddać.

    Mnie jeszcze nie podoba się w tej jego książce brak przypisów do źródeł pod tekstem na każdej stronie, tylko wszystko zamieścił na samym końcu. Ja tak w moich publikacjach książkowych nie robię.

    ps. myślę, że gdyby Luber spotkał go w lesie na Gontowej to by go zaprosił do kozaka… 😉

  8. kliper2 pisze:

    Ta z wyciętego lasu ha ha

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.