Osówka – badania cz.2

A

Poprzednim razem podałem kilka przykładów na różnice merytoryczne dotyczące kompleksu Osówka, między mną a LEGENDĄ eksploracji pohitlerowskich obiektów w Górach Sowich, czyli udzielającym się medialnie: panem J.Cera. Zgadzam się co do tego, że eksploracja to wspaniała przygoda, ale pod warunkiem, że celem jest ustalenie faktów historycznych a nie napędzanie koniunktury na biznes turystyczny.

Wejście do sztolni nr 1 w Osówce – for. Paweł Jeżewski

W tym artykule opiszę kilka moich uwag, dotyczących podziemnej trasy turystycznej w kompleksie Osówka. Mnie się ta podziemna trasa turystyczna nie podoba! Przede wszystkim przed wejściem do sztolni nr 1 powinna wisieć tablica z napisem informującym, że obudowa betonowa na pierwszym odcinku tej sztolni powstała w XXI wieku. Inaczej jest to dezinformowanie osób przyjezdnych i niezorientowanych, którzy mogą domniemywać, że ten beton wylali Niemcy w czasie II wojny światowej. Ale to jeszcze nic, większe przekłamania czają się wewnątrz..

Tzw. Uskok. Widok ze sztolni nr 2 – fot. Paweł Jeżewski

Tzw. Uskok. Widok z poziomu sztolni nr 1 – fot. Paweł Jeżewski

Po wejściu do sztolni nr 2 zgodnie z kierunkiem trasy turystycznej, po około 80 metrach docieramy to tzw. uskoku, który turyści pokonują wchodząc po stromo pochyłej drewnianej kładce. Usłyszeliśmy wówczas głos przewodnika: „Uwaga, jest ślisko”. To fakt, w tym miejscu można się poślizgnąć i przewrócić, przy okazji przewracając inne osoby, które mogą sobie wybić zęby lub coś złamać. Kładka jest mokra i śliska. Nie jest to dobre rozwiązanie. Dużo bardziej praktyczne i cywilizowane byłoby zastosowanie w tym miejscu szerokich metolowych schodów z poręczami – tak zrobiono w podziemnej trasie turystycznej w kompleksie Rzeczka. Zrezygnowanie z tej pochyłej, śliskiej drewnianej kładki, pod którą jest śmieciowisko skalne, które należałoby również usunąć, spowodowałoby obalenie mitu, że sztolnia nr 2 nie kończy się uskokiem tylko ma swój dalszy ciąg, który wiedzie do betonowych hal itd. cuda.

Betonowe podziemia Osówki – fot. Paweł Jeżewski

Po wejściu na górny poziom zaczynają się prawdziwe jaja. Przewodnik, który nas oprowadzał, opowiadał, że Niemcy lali beton od góry z powierzchni terenu przez otwór szybowy długi na kilkadziesiąt metrów i dlatego nie ma zbrojeń a w innych miejscach są i tu nie zdjęto szalunków a gdzie indziej tak. To ma wskazywać, że nad betonową halą są ukryte i zamaskowane podziemia. No jaja po prostu. Ja nie jestem inżynierem budownictwa, ale tu nie trzeba nim być, żeby zdawać sobie sprawę z oczywistych rzeczy. Chociaż.. znam jednego inżyniera budownictwa, który na żelbetowej podstawie chłodni kominowej o średnicy 30 metrów w Ludwikowicach Kłodzkich widzi w projekcie żelbetowa wieżę kominową, nie inaczej – ale to tak na marginesie 😀 .

Fragment wykonanych prac betoniarskich w podziemiach Osówki – fot. Paweł Jeżewski

W kompleksie Rzeczka, w turystycznie udostępnionych podziemiach „Walimskich” postawiono atrapę rakiety V1, a na zewnątrz V2, które tam nie pasują bo w rzeczywistości żadnych rakiet tam nie produkowano i nie zamierzano produkować. A w Osówce mamy makietę CZOŁGU. Kto mądry tą makietę tam postawił – nie mam pojęcia, przecież czołgów w podziemiach Osówki nie produkowano! Zbudowano również betonową tamę, która spiętrza wodę, po której turyści pływają łódką. W tym miejscu również powinna wisieć tablica informująca, że tamę zbudowano niedawno. Zbudowanie takiej tamy i wstawienie łódki, przypomina mi bardziej lunapark niż hitlerowskie podziemia śmierci, gdzie wykańczano więźniów z KL Gross-Rosen pracą na wyniszczenie. Ponadto w podziemiach Osówki powstawiano na potrzeby produkcji filmowej jakieś atrapy podstaw pod statki latające, i nie usunięto ich. Stoją tam cały czas, szpecą i dezinformują turystów.

Podsumowując: gdybym miał informacje, że gdzieś (niekoniecznie w Górach Sowich) znajduje się zamaskowany pod sam koniec wojny przez Hitlerowców, podziemny obiekt o dużej kubaturze i z logistyczną możliwością dostępu (dojazd samochodem, możliwość zbudowania parkingu i budki w frytkami), to uwierzcie mi, że na pewno bym tego nie podał do publicznej wiadomości. Wystarczy już tych podziemnych lunaparków..

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 14 komentarzy

Osówka – badania cz.1

Mam ochotę trochę „pomęczyć” na blogu kompleks Osówka. Patrząc na powojenną historię badań kompleksu Osówka, to nie sposób nie mówić o Panu Jerzy Cera, który obecnie jest ikoną, legendą w środowisku eksploratorów II wojennych tajemnic Gór Sowich. Popularny p. Jerzy bada kompleks budowy „Riese” od 1973 roku. Od czasu do czasu pojawia się w internecie jakieś nagranie typu prelekcja lub wywiad z p. Jerzym, na których to opowiada o tym jak rozpoczęła się jego przygoda z eksploracją oraz o Rosyjskich dziennikarzach, których upijali alkoholem, o listach z pogróżkami, o nocnych akcjach Rosjan, o betonie klasy B60, itd. Pan Jerzy naprawdę potrafi opowiadać.. to trzeba przyznać!

Ja i p.Jurek należymy do różnych pokoleń, tj. Jerzy Cera = LEGENDA, natomiast ja jestem tylko niekomercyjnym eksploratorem nowej generacji. Moje spojrzenie na budowę kompleksu „Riese” w Górach Sowich, jest odmienne od tego, które przedstawia na różnych materiałach filmowych p.Jerzy. Np. weźmy pod uwagę Osówkę. Mam inne zdanie na jej temat, niż p.Jerzy. Aby nie były to tylko puste słowa, poprę je kilkoma przykładami…

Zacznę od filmu z festiwalu tajemnic 2015 r. (link: https://www.youtube.com/watch?v=EfbkaC00nas) Pan Jurek twierdzi, że hałda urobku na poziomie górnym w Osówce nie zgadza się z ilością materiału, który został wywieziony z budowy tej części „siłowni”, którą znamy. Wniosek? Zapewne „siłownia” to obiekt znacznie głębiej osadzony.. Jakie jest moje zdanie ? NIC PODOBNEGO. Hałda urobku na poziomie górnym nie pochodzi tylko z wybrania materiału skalnego pod budowę „siłowni”. Pochodzi z jeszcze z kilku innych miejsc. Zaznaczyłem te miejsca na mapce lidarowej (patrz mapka z prawej) łącznie z układem trasy, po której wywożono urobek na hałdę oraz dowożono materiały budowlane z górnego magazynu do miejsca budowy „siłowni”. Tak więc wszystko się (u mnie) zgadza.

„Siłownia” – fot. Paweł Jeżewski

Kolejny materiał dot. Osówki: https://www.youtube.com/watch?v=pVtfve6qEKg p. Jurek mówi, że „siłownia” (obiekt żelbetowy o powierzchni około 30 m x 30 m) miała być bunkrem, w którym siedzieć miał Adolf Hitler, a to co widzimy to tylko część na produkcję mediów, natomiast część socjalna miała sięgać jeszcze dwie kondygnacje wyżej. Jeżeli tak, to chyba trochę za mało kondygnacji, bo trzeba odliczyć powierzchnię zajmującą grubość ścian bocznych minimum 3,5 m z trzech stron zaś od strony skarpy jeszcze więcej, ścian działowych, klatkę schodową, korytarze itd. Każde pomieszczenie o powierzchni minimum 12 m2. Więc jak już bunkier Hitlera o takim przekroju poprzecznym, to co najmniej trzy kondygnacje. Do tego trzeba doliczyć 9 metrów wysokości kopuły żelbetowej stanowiącej dach. Cóż, taki mały żelbetowy wieżowiec na szczycie góry byłby widoczny dla samolotów zwiadowczych jak latarnia morska dla okrętów.. Założę się, że Hitler na samą myśl o tym, że miałby siedzieć w czymś takim, dostałby zawału serca.

Betonowe podziemia Osówki – fot. Paweł Jeżewski

Ciekawostką jest beton klasy B60. Pan Cera opowiada (link: https://www.youtube.com/watch?v=3bNYILNo4kU ), że w Osówce znalazł próbki takiego betonu w kształcie sześcianu. Następnie pobrano z różnych miejsc beton do analizy laboratoryjnej. Jak twierdzi, okazało się, że obiekty na Osówce zostały wykonane z betonu klasy B25. Pan Cera mówi, że do dzisiaj szuka miejsca w „Riese”, w którym użyto beton klasy B60. Mam pytanie: proszę wskazać mi w obiektach betonowych w „Riese” miejsca, z których pobrano próbki dla porównania. Przypomnę, że aby wykonać takie próbki, należy pobrać rdzeń o średnicy minimum 10 cm i długości nie mniejszej niż 12 cm. Tak więc ubytek spory – powinien być widoczny. Gdzie w obiektach betonowych w „Riese” mamy takie ubytki świadczące o pobieraniu tam próbek do analizy wytrzymałości w celu oznaczenia klasy betonu?

Pan Jerzy po raz pierwszy gdy zawitał do sztolni w Soboniu, znalazł tam betonowe formy, o których opowiada na tym filmie: https://www.youtube.com/watch?v=DrYDifdiOB0 , twierdząc, że nie wie skąd się tam wzięły i zastanawia się, czy przypadkiem ktoś ich nie wziął pod pachę i tam nie przyniósł. Otóż nie. Odpowiedź jest bardzo prosta i można o tym poczytać u mnie na blogu jak wyjaśniłem te zagadkę, tu: https://pj-blog.pl/?p=6513

W sztolni nr 3 w Osówce

W sztolni nr 3 w Osówce

Pan Jerzy Cera twierdzi, że wyjaśnił zagadkę dwóch ceglano-betonowych tam w sztolni nr 3 w Osówce (link: https://www.youtube.com/watch?v=pVtfve6qEKg , tj. mówi, że okazało się, że wybudowali je Rosjanie w 1954 roku, żeby pozyskiwać wodę do płuczek do wierceń za uranem. Proszę o jakiś dowód na to (kwit, udokumentowana relacja naocznego świadka, itp.). Na Gontowej w tym samym czasie wiercono za uranem (powstała dzięki temu później kopalnia Kazimierz, początkowo jako uranowa) a jakoś tam na Gontowej sucho.. i w sztolniach nie budowano tam wodnych, a na Kłobi w Osówce było ujęcie wody jak się patrzy.

Odstawiając na bok różnice merytoryczne, a skupiając się metodyce prowadzonych badań, dostrzegam również znaczne przeciwieństwo. Np. dla mnie badania georadarowe w Górach Sowich mają wymiar marketingowy i działają bardziej jak reklama niż rzeczywiste narzędzie eksploracji, zwłaszcza, gdy za chwilę słyszę radosną przemowę burmistrza o perspektywie otwarcia w miejscu prowadzonych badań, naziemnej trasy turystycznej. Powszechnie wiadomo, że georadar nie sprawdza się w skałach gnejsowych. Nie odnotowano jak dotąd żadnego odkrycia dokonanego w Górach Sowich przy pomocy georadaru. Ale na nieświadomych niczego Januszów siedzących przed TV z piwem w garści, to działa. Gdyby Pan Jerzy Cera szarpnął się na „uskok” to byłoby dla mnie coś godnego uwagi, natomiast dreptanie po „siłowni” i snucie domysłów, to licho wygląda, zwłaszcza jak wiem, że ma za sobą przeszło 40 lat badań.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 22 komentarze

Moszna – żadna tajemnica

Fragment zdjęcia lotniczego z 1954 roku

Wzniesienie Moszna widziane na zdjęciu lotniczym z 1954 roku

Pytanie, które w ostatnim czasie zadawały mi różne osoby brzmi: Czy moim zdaniem na Mosznej w czasie II wojny światowej budowano „Riese” ?
Moszna to wzniesienie położone centralnie w odniesieniu do góry Osówka, Soboń i Włodarz. Około 60 metrów poniżej szczytu znajduje się skrzyżowanie dróg, które stanowią połączenie kompleksów „Osówka”, „Soboń” i „Włodarz”. W pobliżu tego skrzyżowania, budowano bunkier-wartownię dla strażników mających pilnować tego połączenia (kontrola transportów, osób, itp.). W nieco większej odległości wybudowano kamieniołom. W pobliżu drogi prowadzącej do kompleksu „Włodarz”, w trzech miejscach w zboczu góry utworzono włomy, gdzie pozyskiwano materiał skalny.

Kamieniołom na Mosznej moim zdaniem nie powstał w czasie prowadzonych prac budowlanych w ramach programu „Riese”. Powstał wcześniej, prawdopodobnie w pierwszych latach wojny lub nawet tuż przed wojną. Nie było bowiem sensu pozyskiwać dodatkowo materiał skalny do prac betoniarskich przy budowie „Riese” skoro taki materiał (skała gnejsowa) pozyskiwano wówczas w ogromnej ilości podczas drążenia podziemnych tuneli (do dzisiaj widoczne są ogromne hałdy). To oczywiście tak w telegraficznym skrócie na temat Mosznej bo nie widzę sensu się więcej na tej temat rozpisywać. Dodam tylko, że jak słyszę lub czytam takie rewelacje jak podziemne tunelowe połączenia między kompleksami „Osówka”, „Soboń”, „Włodarz”, które krzyżują się wewnątrz wzniesienia o nazwie Moszna, to aż oczy przecieram z niedowierzania i polecam puknąć się w czoło.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 8 komentarzy

W Indonezji cz.3

Na szczycie wulkanu Tambora (2850 m n.p.m.) - INDONEZJA

Na szczycie wulkanu Tambora (2850 m n.p.m.) – INDONEZJA

Po zdobyciu wulkanu Rjanini, przyszedł czas na kolejny wulkan. Miał być to drzemiący wulkan Tambora na wyspie Sumbawa. Wchodziłem w swoim życiu na różne wulkany, ale nigdy na taki. Po pierwsze jest to wulkan, który ma (uwaga!) najgłębszy krater na świecie! Erupcja tego wulkanu w 1815 roku, była największą jaką w ogóle odnotowano. Żeby to lepiej zobrazować podam, że przed erupcją wulkan miał wysokość około 4300 m n.p.m., a w tej chwili, po erupcji, jego wysokość wynosi 2850 m n.p.m., a więc wybuch urwał bez mała pół wulkanu. Słup wybuchu sięgał aż do stratosfery!

Na wulkanie Tambora, za mną krater wulkanu, najgłębszy na świecie !!

Na wulkanie Tambora, za mną krater wulkanu, najgłębszy na świecie !!

Wybuch wulkany Tambora był słyszany w promieniu ponad 2000 km. Popiół wulkaniczny został rozrzucony w promieniu 1300 km, w miejscach odległych o ok. 900 km na Jawie i Borneo jego warstwa miała 1 cm grubości, na samej Sumbawie do 1,5 m. Najdrobniejsze frakcje popiołu unosiły się w atmosferze jeszcze przez wiele miesięcy, okrążając kulę ziemską i znacząco ograniczając natężenie promieniowania słonecznego dochodzącego do powierzchni naszej planety. Rok 1816 przeszedł do historii pod nazwą „Roku bez lata”. Skutki wybuchu były katastrofalne. Odnotowano setki tysięcy ofiar śmiertelnych, w tym ok. 11700 bezpośrednio wskutek wybuchu, reszta na skutek głodu i chorób spowodowanego zniszczeniem zbiorów i pól, zatruciem zbiorników wodnych, powietrza itp. Fala tsunami miała wysokość 10 metrów a trzęsienia ziemi były odczuwalne w miejscowościach położonych w odległości nawet 500 km od wulkanu (ZA: Wikipedia).

W drodze na szczyt, przez gęstą dżunglę..

W drodze na szczyt, przez gęstą dżunglę..

„Droga” na szczyt wiedzie przez bardzo gęstą dżunglę. Góra jest mało uczęszczana przez ludzi. W odróżnieniu od wulkanu Rjanini, na Tamborze my nie spotkaliśmy praktycznie nikogo. Miejscowi boją się tam chodzić. Twierdzą, że jest to góra pełna magii a pikanterii dodają opowieści okolicznych mieszkańców o śmiałkach, którzy poszli na tę górę i nigdy już z niej nie wrócili. Zginęli na tej górze. Miejscowi twierdzą, że zabrały ich demony. Ja mam na to logiczne uzasadnienie. Uważam, że ludzie, którzy poszli tam np. zbierać jakieś zioła lub pozyskiwać bambus, po prostu wpadli w głębokie szczeliny skalne oraz urwiska, które przysłaniają monstrualnych rozmiarów paprocie oraz pokrzywy, przez które my się przedzieraliśmy. Jeżeli ktoś wpadnie w coś takiego i się połamie, nie będąc w stanie się wydostać ani wezwać pomocy (na Tamborze nie ma zasięgu), to zwierzęta z dżungli i mrówki zaopiekują się nim w takich sposób, że nawet kości po nim nie zostaną.

W dżungli :)

W dżungli 🙂

Dżungla na Tamborze robi niesamowite wrażenie, jest bardzo gęsta (tak jak ta na filmie „Predator”), nie było tam klasycznej szerokiej ścieżki, i trzeba miejscami było sobie drogę torować kijami lub używając maczety. Nie spotkaliśmy tam o dziwo żadnych zwierząt! Nawet skaczących po drzewach małp nie było. Oblazły nas jedynie pijawki, które upuściły nam krwi oraz inne wredne robactwo. Straciliśmy dużo wody (pierwszy raz w życiu spróbowałem wody ze ściętej liany). Spotkaliśmy ślady dzikich świń, w miejscu, w którym zamierzaliśmy rozbić obóz, więc rozpaliliśmy ogniska, żeby je potencjalnie odstraszyć. To zadziałało. Świnie w nocy nie przyszły.
W dżungli - Indonezja

W dżungli – Indonezja

W nocy, ruszyliśmy z naszego obozu na tzw. atak szczytowy. Szliśmy powoli i po jakimś czasie dotarliśmy wszyscy na szczyt. Chwila na odprężenie, wywieszenie polskiej flaki, zrobienie pamiątkowych fotek i wracamy.

Na wyspie Bali - Indonezja

Na wyspie Bali

Po zejściu z Tambory, opuściliśmy wyspę Sumbawa, udają się na wyspę Bali. Tam już cywilizacja i komercja totalna: plaże, kropówki.. My jednak nie leżeliśmy na plaży i nie smażyliśmy jaj i piersi na ostrym słońcu. Wolny czas spędzaliśmy na zwiedzaniu lokalnych świątyń, muzeum oraz robieniu pamiątkowych zakupów. Czas pomału było wracać do Polski.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 4 komentarze

W Indonezji cz.2

Na szczycie wulkanu Rinjani (3726 m n.p.m.)

Na szczycie wulkanu Rinjani (3726 m n.p.m.)

Kolejnym punktem programu była wyspa Lombok i znajdujący się na niej słynny wulkan Rinjani (3726 m n.p.m.) na który zamierzaliśmy wejść. Wulkan ten jest trzecim najwyższym szczytem Indonezji. Pestka dla kogoś, kto wcześniej zdobył kilka szczytów korony ziemi. Przyznam, że gdybym nie dał rady wejść na ten wulkan to chyba nie potrafiłbym spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Pozostali uczestnicy nie mieli tego dylematu. Ja miałem, więc skończyło się tak, że stanąłem na szczycie tego wulkanu pierwszy.

Podczas wchodzenia na wulkan Rinjani w Indonezji

Podczas wchodzenia na wulkan Rinjani w Indonezji

Droga na szczyt początkowo prowadziła przez rozległe łąki, następnie podejście zrobiło się odrobinę ostre, choć bez trudności technicznych. Pogoda nam dopisywała, szło się bardzo przyjemnie. Po około 3 godzinach stromego podejścia stanęliśmy na najniższej krawędzi krateru, na wysokości około 2640 m n.p.m. Tam rozbiliśmy namioty i zjedliśmy kolację. Następnie podziwialiśmy zachód słońca i chmury znajdujące się poniżej poziomu naszego obozowiska. O godzinie 2:00 pobudka.
Nasz obóz na krawędzi krateru Rinjani

Nasz obóz na krawędzi krateru Rinjani

Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy na szczyt, na najwyższą krawędź krateru czynnego wulkanu Rinjani. Droga nie była trudna technicznie, grań była szeroka i bez ekspozycji. Jednak końcowy odcinek był nieco stromy, a droga wiodła po luźnym, wulkanicznym piargu. To nastręczyło niedoświadczonym uczestnikom wyprawy nieco kłopotu, jednak nie na tyle, żeby ich zniechęcić. Suma sumarum wszyscy stanęli zadowoleni na szczycie.
Na szczycie wulkanu Rinjani w Indonezji

Na szczycie wulkanu Rinjani w Indonezji

Ze szczytu rozpościera się piękny widok na wyspę Lombok i sąsiednie wyspy (Bali i Sumbawę) oraz na wulkaniczne jezioro Segara Anak. Po wykonaniu serii zdjęć na szczycie przy blasku wschodzącego słońca, ruszyliśmy z powrotem do obozu rozbitego na krawędzi krateru, gdzie zjedliśmy drugie śniadanie. Po drodze napotkaliśmy małpy, które wyraźnie kombinowały jak nam coś ukraść z plecaka. Następnie ruszyliśmy do kaldery wulkanu, nad jezioro Segara Anak. To wulkaniczne jezioro ma ponoć wyjątkowe właściwości lecznicze. Niektórzy z nas zażyli w nim kąpieli dla relaksu. Następnie ruszyliśmy w przeciwnym kierunku do tego z którego przyszliśmy, by ponownie wspiąć się na krawędź krateru. Droga tym razem była stroma. Trawersy miejscami były eksponowane i bez poręczówek! W dodatku trafiały się spore progi skalne, które trzeba było pokonać chwytając się zwisających z urwiska korzeni drzew. Niezła jazda dla tych, którzy nie mieli doświadczenia. Na krawędzi krateru wulkanu rozbiliśmy namioty i spędziliśmy kolejną noc. Rano ruszyliśmy w drogę prowadzącą przez dżunglę, do podstawy wulkanu.
W dżungli w Indonezji

W dżungli w Indonezji

Dżungla po tej stronie zbocza wulkanu Rinjani jest umiarkowanie gęsta, prowadzi przez nią wydeptana przez turystów szeroka ścieżka. Przejście nie nastręczało więc żadnych trudności. Napotkaliśmy tam małpy beztrosko figlujące na gałęziach drzew wysoko nad naszymi głowami. To w zasadzie była już druga dżungla przez którą przeszedłem będąc w Indonezji (pierwsza była w drodze do wioski Wae Rebo -przyp.). Obie były nietrudne a prowadzące przez nie szerokie ścieżki turystyczne znacząco ułatwiały przemarsz. Wówczas nie wiedziałem jeszcze, że za kilka dni znajdę się w prawdziwie piekielnie gęstej dżungli, gdzie o takich ścieżkach mogłem sobie jedynie pomarzyć..
C.D.N.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 3 komentarze

W Indonezji cz.1

Wioska Wae Rebo w Indonezji

Wioska Wae Rebo w Indonezji

Po ostatnich dwóch latach oczekiwań, udało mi się zrealizować moje kolejne marzenie – przejść kawał prawdziwej tropikalnej dżungli. Okazja nadarzyła się, gdy znany w środowisku El-komendantne, uruchomił program trekkingowy do „Zaginionego Raju” w Indonezji. Nie zastanawiałem się nawet sekundę, od razu klepnąłem wyjazd. Wcześniej przeszedłem kawał Sahary, odbyłem rejs po Nilu, byłem na lodowcach, stałem na szczytach najwyższych gór świata, byłem w piramidach (Egipt, Meksyk), odbyłem Safari w Tanzanii, penetrowałem jaskinie i rafy koralowe (w różnych krajach), wchodziłem na wulkany, wspinałem się w skałach i w lodzie, przeszedłem las deszczowy, byłem w Himalajach i zwiedziłem kawał świata, ale nigdy wcześniej nie byłem w prawdziwej dżungli. Teraz mogę powiedzieć z dumą, że już byłem.
W dżungli - Indonezja

W dżungli – Indonezja

Jako że wyjazd do Indonezji nie ograniczał się tylko do samego przedzierania się przez dziką dżunglę, a w całości był niesamowicie udany (miejsca, uczestnicy), więc postanowiłem, że opiszę go po kolei, w skrócie, w trzech częściach, żeby zachęcić do aktywnej turystyki wszystkich, którzy spędzają urlopy na plaży smażąc piersi i jaja na ostrym słońcu, nawet przez dwa-trzy tygodnie. W każdym z trzech części artykułu, pojawi się dżungla, przy czym hardcore będzie miał miejsce w części trzeciej..

Wodospad Cunta Rami w Indonezji

Wodospad Cunta Rami w Indonezji

Pierwszą indonezyjską wyspą na której rozegrała się nasza przegroda, była wyspa Flores. Szaleje tam malaria, ale od czego jest lek Malarone. Zażywany w ramach profilaktyki doskonale nas zabezpiecza. Na Flores, w ramach „rozgrzewki” trekkingowej, udaliśmy się trasą prowadzącą pomiędzy plantacjami ryżu, kakao, wanilii, bananowcami i drzewami awokado, do cudnego wodospadu Cunta Rami, u podstawy którego znajduje się naturalny basen wodny, gdzie dane nam było dla ochłody popływać.

W wiosce Wae Rebo w Indonezji

W wiosce Wae Rebo w Indonezji

Następnie udaliśmy się trasą wiodącą stromo przez dżunglę i las deszczowy, do słynnej wioski Wae Rebo, położonej w górach. Kto interesuje się Indonezją i nie słyszał o tej wiosce? Chyba takich osób nie ma. Jednak to, co o tej wiosce jest powszechnie wiadome i co można przeczytać o niej w przewodnikach, nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Jak dla mnie sprawa tej wioski jest mocno kontrowersyjna. Niby wioska jest odcięta od świata zewnętrznego, dlatego nie ma tam dróg i elektryczności a jej mieszkańcy rzekomo żyją prymitywnie, niczym za czasów epoki kamienia łupanego. Niestety, gdy się tam już jest, wygląda to zupełnie inaczej. Wódz wioski, jak się okazuje bardzo lubi ówczesną walutę, którą skrupulatnie przeliczy (szybko i sprawnie jak pracownik banku) zanim zgodzi się, żebyście przenocowali w jednym z jego szałasów, gdzie o dziwo, znajduje się nowoczesny sprzęt kuchenny (garnki, talerze, szklanki..) i sklep (o zgrozo!) z pamiątkami. W dodatku na ścianie wisi duży zegar elektryczny (na baterie). Coś tu grubo nie gra.. Następnego dnia rano, trzeba już opuścić wioskę, w której jakoś dziwnie brakuje mieszkańców.
W wiosce Wae Rebo w Indonezji

W wiosce Wae Rebo w Indonezji

W jaskini lustrzanej w Indonezji

W jaskini lustrzanej w Indonezji

Po odwiedzinach w wiosce Wae Rebo, udajemy się do Jaskini Lustrzanej. Coś pięknego! Jaskinia naprawdę zrobiła na mnie duże, pozytywne wrażenie. Jest cały czas w trakcie formowania się (w dalszym ciągu tworzą się w niej stalagmity i stalaktyty). Znajduje się tam unikatowa i bardzo ciekawa, szata naciekowa. Pająki oraz nietoperze, które tam żyją, są gigantycznych rozmiarów. Jaskinia ma rozwinięcie poziome. Miejscami jest bardzo wąska, aczkolwiek nie ma w niej tzw. zacisków. Jest to jaskinia krasowa. Jej całkowita długość wynosi około 200 m.b.

Na jednej z lokalnych małych wysp - Indonezja

Na jednej z lokalnych małych wysp – Indonezja

Następnym punktem programu było wynajęcie łodzi z załogą i kucharzem włącznie, a następnie udanie się w rejs do wysp Bidadari i Kelor, w okolicy których nurkowaliśmy na rafach koralowych, obserwując morskie stworzenia. Zwiedziliśmy również obie wyspy. Lunch jedliśmy na statku. Wywiesiliśmy na nim polską flagę, piliśmy Indonezyjskie piwo i zażywaliśmy kąpieli słonecznych. Tak oto dopłynęliśmy do wyspy Rinca, zwanej Wyspą Waranów. Tu kolejne zaskoczenie. Warany były wolne i sprawiały wrażenie odurzonych jakimiś środkami. Ma to logiczne uzasadnienie. Dzięki takim zabiegom turysta ma szansę z bliskiej odległości zrobić sobie fotografię z tymi gadami, które w normalnej kondycji są bardzo niebezpieczne. Waran jednym ugryzieniem potrafi zabić dorosłego bawoła. Wszystko za sprawą silnie trujących bakterii, które zawiera jego ślina. Warany jako jedyne gady nie zmieniły się od czasów prehistorycznych. Informacje, że dinozaury wymarły w 100%-tach, są jak widać bzdurą.
Ja i waran z Komodo

Ja i waran z Komodo

C.D.N.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 8 komentarzy

Wielka Sowa

Wieża na Wielkiej Sowie [źródło: fotopolska.eu]

Czyli wielka ściema, brak wiedzy i mitomania w kategorii lokalizowania poszczególnych placów budowy utworzonych w ramach projektu „Riese” w Górach Sowich, realizowanego w latach 1943-45. Na Wielkiej Sowie nie prowadzono w tym zakresie żadnych prac budowlanych. W masywie Wielkiej Sowy znajdują się ślady dawnego górnictwa, wieża widokowa, gdzie ponoć w czasie II wojny światowej ulokowana była aparatura łącznościowa, schronisko, studzienki kanalizacyjne, przepusty wodne pod drogą oraz las, w którym rosną grzyby, tudzież jagody. Natomiast nie było tam nigdy składowisk materiałów budowlanych zwiezionych do budowy „Riese”.

Składowisko materiałów budowlanych, w tym workowany cement poukładany w sztaple w znacznych ilościach, zlokalizowano po wojnie w pobliżu Przęłęczy Jugowskiej. Jednak to jak się on tam znalazł i skąd pochodził to już inna para kaloszy.

Na temat Wielkiej Sowy opowiadane są absurdy jakoby miał znajdować się tam w pełni ukończony wielki podziemny kompleks militarny, zbudowany w okresie II wojny światowej i zamaskowany pod sam koniec jej trwania. Nie ma tam czegoś takiego. Nie było również na Wielkiej Sownie żadnego zbiorczego obozu dla robotników przymusowych (tacy robotnicy jednostkowo mieszkali i pracowali w okolicznych gospodarstwach rolnych w Sokolcu), a tym bardziej nie było tam obozu dla Żydów i jeńcow wojennych. Tak więc, Wielka Sowa – mówiąc po chłopsku – prosto z głowy, jeżeli chodzi o program budowy „Riese”.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 9 komentarzy

Tajemnice Sobonia c.d.

Schemat poglądowy sztolni w górze Soboń (źródło: www.wikipedia.org)Kontynuując temat Sobonia, polecam w pierwszej kolejności obejrzeć ten film: https://www.youtube.com/watch?v=DxdhjRlZgSM Rzadko oglądam filmy na youtube, bo większość z nich to naciągana kicha, bzdury, komercja, reklama i coraz więcej tego wszystkiego. Ten film jednak mi się podoba. Przedstawia historię udanej akcji eksploracyjnej, przeprowadzonej w terenie. Zbadano wówczas dalszy przebieg sztolni nr 3 i dzięki temu wiadomo już, że kończy się ona przodkiem górniczym, na którym prowadzone były prace górnicze w czasie II wojny światowej. Jednak wówczas zostały one przerwane… Pozostała jedna zagadka. Otóż w sztolni po wielu latach od zakończenia wojny, powstał „tajemniczy” zawał, który zablokował możliwość jej całkowitej penetracji.

Schemat przekroju sztolni nr 3 w Soboniu (rys. JA)

Schemat przekroju sztolni nr 3 w Soboniu (rys. Paweł Jeżewski)

Mnożyły się hipotezy, dlaczego ten zawał powstał. Jedną z nich, była duża jednorodna skała, która wystawała ze stropu, więc żeby ją usunąć, w trakcie drążenia sztolni, nawiercono dodatkowe otwory w stropie i wykonano odstrzał. Skałę usunięto, ale miejsce to stało się newralgiczne.. To z kolei spowodowało, że po wielu latach, po wojnie, powstał tam duży samoczynny zawał. Licha to hipoteza, ale nie pozbawiona logiki. Według innych hipotez drążono tam boczny chodnik np. z przeznaczeniem na wartownię. Powstała w ten sposób krzyżówka, która osłabiła w tym miejscu górotwór, co w późniejszych latach zaowocowało zawałem. Inna hipoteza mówi, że zamierzano drążyć chodnik równoległy nad sztolnią nr 3, żeby ostatecznie wykonać ją w dużym rozmiarze, dlatego drążono w jej stropie szyb górniczy, prowadzący na poziom, z którego zamierzano drążyć nad nią chodnik równoległy. Jak było naprawdę? Żeby to wyjaśnić, należałoby w pierwszej kolejności przebrać ten zawał do ostatniego ziarenka i wtedy można byłoby coś wnioskować.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 14 komentarzy

Grzmiąca

Badania w Grzmiącej (rok.2014) fot. Paweł Jeżewski

Badania w Grzmiącej (rok.2014) fot. Paweł Jeżewski

W kwestii Grzmiącej jest dokładnie tak jak można się było tego spodziewać, od 2014 roku, kiedy zostały opublikowane badania eksploracyjne, które prowadziłem tam z kolegami. Za wyjątkiem tego, że Grzmiąca następnie przeżyła ostry najazd weekendowych eksploratorów, turystów i mitomanów, nic się tam nie dzieje. Zero progresu. Ja nie podejmę dalej tematu bo raz, że mam znacznie ciekawsze na tapecie, po drugie uważam, że temat Grzmiącej został zakończony w zakresie badań terenowych, których ramy od początku założyłem (odsyłam do książki Zagłada „Riese” – wszystko jest tam przedstawione jasno i czytelne). Jeżeli ktoś ma jakieś swoje teorie lub wiedzę dotyczącą Grzmiącej, to proszę bardzo, niech ją przedstawi w jakiejś publikacji, wówczas ja chętnie to poczytam i skomentuję.

Dostałem trochę maili z zapytaniami, gdzie ja uważam, że mogą być potencjalne wejścia do podziemi w Grzmiącej 😀 No cóż, takich mamy właśnie „badaczy” (anonimowych pytaczy). Do niektórych jednak NIC nie trafia. Więc może powiem tak: Powszechnie już wiadomo, że w Grzmiącej znajduje się przepływowy zbiornik wody (świadczy o tym wnętrze zbiornika), gdzie miała być ona czyszczona. Pytanie, gdzie miała być doprowadzana (bo skąd czerpana to wiadomo). Ponadto jeżeli ktoś uważa, że wewnątrz wzgórza, na którym znajduje się omawiany zbiornik znajdują się sztolnie, hale i jakaś tam podziemna fabryka, należąca do „Riese” to niech odpowie sobie na pytanie, w jaki sposób miały być tam dostarczane materiały budowlane z trasy kolejowej Kłodzko-Wałbrzych? Gdzie podziały się fundamenty po stacjach kompresorów, hałdy urobku, elementy siatek maskujących, kable elektroenergetyczne, pozostałości materiałów budowlanych, itd. czyli to, co szczątkowo na wszystkich placach budowy „Riese” w Górach Sowich się zachowało, a w Grzmiącej wyparowało? Więcej nie powiem.

Grzmiąca (2014)

Grzmiąca (2014)

Kończąc temat słynnej już Grzmiącej, wspomnę, że znacznie ciekawsza jest Osówka. Tam się „cuda” działy w czasie II wojny światowej, ale żeby wiedzieć o jakie zawiłości chodzi, to trzeba się trochę wysilić i mieć sporo szczęścia w badaniach, żeby do tych informacji dotrzeć… :)

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 18 komentarzy