Moja książka

Książka już jest. Teraz sukcesywnie trafia do kolejnych punktów sprzedaży a tymczasem zamieszczam dla czytelników bloga skrótowy opis treści w niej zawartej. Otóż w książce przedstawiłem wyniki moich najnowszych eksploracji terenowych oraz nigdy wcześniej niepublikowaną dokumentację archiwalną zdobytą w efekcie licznych badań, które przez dwa lata prowadziłem w różnego typu archiwach państwowych oraz prywatnych. Na podstawie niemieckiej dokumentacji obalam wiele mitów, jak na przykład błędnie przedstawiane w literaturze etapy budowy fabryki Dynamit AG Ludwigsdorf, błędnie podawana ilość baraków w poszczególnych obozach, itd. Wyjaśniona została kwestia tajemniczego zlikwidowania męskiej części obozu dla Żydów w 1944 roku. Po raz pierwszy pojawiają się dokumenty archiwalne związane z budową kompleksu Gontowa, który wchodził w skład Bauvorhaben „Riese”. Zamieściłem również dokumenty archiwalne związane z wyższym kierownictwem tej budowy. W książce przedstawiona została pełna dokumentacja z badań i eksploracji terenowych, które prowadziłem wraz z moim nieformalnym zespołem badawczym w latach 2014-2018. Mapy sytuacyjne terenu zawarte w poprzedniej książce (2015) zostały uszczegółowione oraz zostały zamieszczone nowe mapy, które łącznie dają pełne odwzorowanie rozlokowania obiektów budowlanych znajdujących się na powierzchni oraz pod powierzchnią terenu. Relacje świadków historii – skrótowo przedstawione w książce poprzedniej – w nowej książce zostały uzupełnione i rozszerzone o nowe. Zamieściłem również kluczowe relacje osób, do których udało mi się dotrzeć na ostatnim etapie prowadzonych badań. W książce przedstawiłem nigdy wcześniej niepublikowane zdjęcia z wczesnych lat powojennych terenu fabryki amunicji w Ludwikowicach Kłodzkich i kompleksu Gontowa oraz wiele innych ciekawostek jak np. komponenty materiałów wybuchowych wyrabianych w fabryce Dynamit AG Ludwigsdorf, których zdjęcie miałem jedyną i niepowtarzalną okazję wykonać. Ponadto jak wynika z dokumentacji archiwalnej, do której dotarłem oraz badań terenowych, które prowadziłem ze znajomymi, jeden z ukończonych obiektów budowlanych o charakterze militarnym w Ludwikowicach Kłodzkich, został pod koniec wojny przez Niemców zamaskowany…

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 39 komentarzy

Chłodnia kominowa

Żelbetowa podstawa pod wieżę chłodni kominowej w Ludwikowicach Kł. – fot. Paweł Jeżewski

Moja książka pomału smaży się już do druku. A tymczasem postanowiłem coś tu na blogu opisać, do czego nie odnoszę się w książce. Każdy inteligentny człowiek i psychicznie zdrowy wie, że tzw. „muchołapka” w Ludwikowicach Kł. to jest żelbetowy element chłodni kominowej. Ja jednak nie o tym pisać chciałem. Nie będę również opisywał tu jakie były losy tamtejszej elektrowni, które były związane z koniecznością postawienia tej budowli. To nie jest materiał, który można opisywać na ogólnie dostępnym internetowym blogu, poza tym opis zająłby dużo miejsca. Opiszę tylko jak to dokładnie było z tym basenem chłodni, bo jeszcze nikt w literaturze tego poprawnie nie zrobił.

Kąpiel w basenie chłodni kominowej w Ludwikowicach Kł. – źródło: https://dolny-slask.org.pl/6849322,foto.html

Powszechnie wiadomo, że pierwsi polscy mieszkańcy Ludwikowic Kłodzkich oraz okolicznych wsi, uczęszczali na teren byłej fabryki Dynamit AG, w celu zażywania letnich kąpieli w sztucznym, żelbetowym zbiorniku wody, należącym do elektrowni Ludwikowo, która funkcjonowała jeszcze przez wiele lat po zakończeniu wojny. Zbiornik ten był podzielony na trzy zasadnicze części, których każda znajdowała się na różnych głębokościach od powierzchni. Pierwsza część, miała długości (licząc od brzegu) około 1,5 m. W tych miejscach zbiornik osiągał głębokość około 1,2 m. Następnie był stopień prowadzący do drugiej części, z której głębokość zbiornika wynosiła ponad 2 metry. Trzecia część ulokowana była od strony elektrowni. Powierzchnia dna trzeciej części zbiornika wynosiła około 9 m2, a głębokość w tych miejscach wynosiła ponad 3 metry. Z tej części zbiornika prowadziła przez ścianę rura o średnicy 600 mm, do mieszczącej się po zewnętrznej stronie, stacji pomp. Były tam dwie pompy, które stały w drewnianej zabudowie. Od pomp, prowadziły do elektrowni dwa rurociągi wodne o średnicy 200 mm. Rurociągi podwieszone były na stalowych konstrukcjach. Z niemal całej powierzchni dna chłodni, wystawała duża ilość czworobocznych żelbetowych słupów pod urządzenia wewnętrzne chłodni. Słupy rozmieszczone były w odległości około 1,2 metra od siebie, rzędami. Ze względu na likwidację trzeciego turbozespołu, w skład którego wchodziła omawiana chłodnia, rozebrano wieżę kominową oraz jej urządzenia wewnętrzne, a zbiornik zaczęto wykorzystywać jako basen dodatkowo ochładzający wodę z obiegu chłodniczego w pracujących chłodniach kominowych nr 1 i 2. Osobna rura prowadziła z elektrowni i kończyła się zagięciem w „fajkę” przy górnej krawędzi zbiornika chłodni. Jako ciekawostkę podam, że woda do obiegu wodno-parowego pobierana była z dolnej części Ludwikowic Kłodzkich z rzeki Włodzica, wpierw do dwóch dużych zbiorników, w których mieściły się filtry koszowe. Z tych zbiorników woda tłoczona była do Elektrowni.

W pierwszej części budynku mieścił się transformator, w drugiej stacja pomp – fot. Paweł Jeżewski

Za jakiś czas mój znajomy wstawi zdjęcia tych zbiorników na dolny-slask.org. O tych zbiornikach napisane jest lakonicznie na wykazie obiektów elektrowni Ludwikowo (AP Wrocław, zespół: Zakłady Energetyczne Okręgu Dolnośląskiego, sygnatury tu nie wstawię, niech sobie tuptusie archiwalne same dotrą, jest tam trochę tych jednostek, w końcu to takie orły co wdrapują się po schodach, aż na pierwsze piętro budynku przy ul. Pomorskiej, i jeszcze się tym chwalą, jakie z nich eksploratory, wow!).

Kąpiele w basenie chłodni kominowej w Ludwikowicach Kł. – źródło: https://dolny-slask.org.pl/6849303,foto.htm

Co dalej z tym basenem? Otóż najstarsi mieszkańcy Ludwikowic Kłodzkich, z którymi rozmawiałem wspominają, że woda w tym zbiorniku zawsze była ciepła i bardzo czysta, dlatego będąc dziećmi często chodzili tam zażywać letnich kąpieli. Było to oczywiście kąpielisko „dzikie”. Wystające ponad lustro wody słupy, służyły kąpiącym się, jako miejsce do wchodzenia, a następnie ponownego wskakiwania z nich do wody. Dno zbiornika, ściany boczne oraz wspomniane słupy, były pomalowane na seledynowy kolor, dlatego woda w zbiorniku, widziana z określonej odległości, mieniła się błękitnym kolorem. Taką samą farbą pomalowana była również żelbetowa konstrukcja pod chłodnię kominową. Woda w zbiorniku chłodni miała dużo wyższą temperaturę niż woda spiętrzona w rzece za pomocą tamy zbudowanej z kamieni i darni. Poza tym nie było nieprzyjemnego mułu, który zalegał na dnie w okolicznych stawach. Z tych powodów ilość ludzi kąpiących się latem w zbiorniku chłodni, zawsze była duża. Najstarsi mieszkańcy Ludwikowic Kłodzkich pamiętają tragedię, która się tam wydarzyła. Otóż w omawianym zbiorniku wody podczas kąpieli utonął chłopiec. Po tym fakcie, na żelbetowym pierścieniu, stanowiącym konstrukcję podstawy chłodni, namalowano czerwoną farbą duży napis informujący o zakazie kąpieli. Jednak kąpano się tam nadal (Panie Owczarek, nikt z powodu tej tragedii basenu tam nie zasypał!). Po zamknięciu i zlikwidowaniu elektrowni w latach sześćdziesiątych, wodę z basenu spuszczono. Po określonym czasie, który upłynął od spuszczenia wody, dno zbiornika wskutek zanieczyszczeń zaczęło porastać mchem i trawą. Pod koniec lat siedemdziesiątych, do okolicznych mieszkańców dotarła informacja, że lokalne kierownictwo KWK Nowa Ruda planuje przystosować zbiornik do utworzenia otwartego basenu kąpielowego.

Żelbetowe słupy, leżące w pobliżu zasypanego zbiornika chłodni kominowej w Ludwikowicach Kł. – fot. Paweł Jeżewski

W tym celu konieczne stało się usunięcie wszystkich słupów żelbetowych wystających z dna zbiornika. Słupy usuwano w czynie społecznym. Wyłamywano je za pomocą siłowników służących do podnoszenia szyn i podkładów kolejowych. Po wyłamaniu wszystkich słupów, palnikiem ucinane były zbrojenia. Część słupów została wyciągnięta z basenu i użyta do umocnienia brzegów pobliskiego strumienia na dwóch jego odcinkach. Pierwszy odcinek ciągnął się od ulicy Fabrycznej do miejsca, w którym strumień wpływa do podziemnego kanału w pobliżu budynku elektrowni. Drugi, ciągnął się od wylotu podziemnego kanału do miejsca, w którym znajdował się magazyn kolejowy, przy torze kolejowym, w pobliżu hałdy kamienia z kopalni Wacław. Słupy, które zostały wyjęte, ale nie znalazły zastosowania, zalegają na skarpie oraz w pobliżu żelbetowej podstawy pod wieżę chłodni kominowej. Łatwo można je identyfikować, ponieważ miejscami zachowała się na nich ta sama seledynowa farba, której pozostałości widoczne są również na żelbetowej podstawie pod chłodnię kominową. Reszta słupów została w basenie ponieważ okazało się, że zamiar utworzenia basenu kąpielowego nie doczeka się realizacji. Firma, która produkowała pustaki z żużla z elektrowni (eksploatowała w tym celu hałdę na górze Włodyka) podjęła zamiar wykorzystania żelbetowej konstrukcji podstawy chłodni do budowy powierzchniowego magazynu. Wówczas konieczne stało się zasypanie zbiornika chłodni w całości, więc zasypano go, aż po krawędzie brzegu. Po niedługim czasie firma przestała prosperować i budowa powierzchniowego magazynu nie została ukończona.

I tak to wyglądało.

A teraz pozostaje Wam już tylko czekać na książkę 🙂

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 26 komentarzy

Rewelacje archiwalne

Bardzo nie lubię nieprzemyślanego stawiania różnych tez, które nie poparte są żadnymi faktami. Pisarz w Wałbrzycha opowiada, że epidemia tyfusu rzuciła się dużym cieniem na całą realizację programu budowy „Riese” w Górach Sowich. To oczywiście bzdura, bo np. na Gontowej (Baustelle Ludwigsdorf-Eule) nie było tyfusu, a mimo to budowa nie została tam ukończona. Odnośnie epidemii tyfusu w „Riese” to w ogóle odgrzewny kotlet, bo cała ta historia z tyfusem została opisana przez A.Konicznego na podstawie dokumentacji z AP Wrocław, dawno temu. Tak samo jak początki budowy „Riese” w Walimiu, powstanie struktur takich jak Frontführung, Lagerleitung czy Sanitätsabteilung. To wszystko to są odgrzewane kotlety. Żadna nowość. Nawijanie, że każda niemiecka budowa militarna była realizowana do końca wojny bez względu na jej zasadność „jak zaczynamy to kończymy” – to jest absurd diametralnie stojący w sprzeczności z faktami i dokumentami, chociażby z tymi z Pragi. Nie chce mi się więcej komentować takich rewelacji. Biję się w pierś, że jeszcze kilka lat temu zanim sam prowadziłem badania archiwalne, tak ślepo wierzyłem w „nowości” archiwalne, które publikowano jako te „przemyślane” i nowe.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 34 komentarze

Rozbieżności archiwalne

Ten krótki artykuł poświęcony jest dla tych „hardych” eksploratorów, którzy na poziomie i z klasą wspinają się po schodach budynków, aż do samej pracowni archiwalnej, gdzie prowadzą eksplorację siedząc przy biurku nosem w papierkach, do których każdy Janusz ma dostęp. W archiwum ciepło i bezpiecznie, a nie tak jak w terenie, gdzie deszcz, mróz, ciemno, zimno i ręce od kopania bolą, a do tego w podziemiach na głowę coś spaść może. Otóż np. w Archiwum Muzeum Gross-Rosen znajduje się zespół bardzo ciekawych akt z Ludwigsburga. Niestety nie można tych dokumentów fotografować ani kserować, można te dokumenty jedynie.. przepisać. Ja tak zrobiłem, a później to przetłumaczyłem. Ciekawe informacje tam są zawarte, chociażby odnośnie Das Lager Falkenberg. Warto się z tym materiałem zapoznać, a następnie porównać go z dotychczas poznaną wiedzą… Na przykład warto zestawić to co zeznał niejaki Frese, z tym co podaje, R.Olszyna („KL Falkenberg”) i B.Rubin na temat chociażby ewakuacji obozu Falkenberg, i wyciągnąć wnioski…

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 12 komentarzy

Gontowa – sztolnia nr 3 cd.

Gdybym miał wskazać jedno miejsce w części podziemnej kompleksu „Riese” , które według mnie jest najbardziej enigmatyczne, to na tę chwilę bez cienia wątpliwości wskazałbym sztolnię nr 3 w kompleksie Gontowa. Moje najnowsze ustalenia i zdobyta wiedza odnośnie tych podziemi, nieźle dają do myślenia. Czytelnicy jeszcze tego nie wiedzą, bo mojej nowej książki nie ma jeszcze w sprzedaży, ale ja mając ten materiał przed oczami, spoglądam na to wszystko i dochodzę do wniosku, że gdyby mnie zapytano czy jest sens przebierać znajdujące się tam zawały, to bez wahania powiedziałbym: TAK!

Ciekawy jestem jak dalej potoczą się losy tego tematu. Przede wszystkim jest on prawdziwy i namacalny, bo fakt jest taki, że podziemia te istnieją, w odróżnieniu od 16-stu nieistniejących sztolni w Osówce. Z doświadczenia wiem, że najlepsze są weryfikacje terenowe. One dają 100% potwierdzenie tego co wykonano.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 25 komentarzy

Dokumenty z archiwum w Pradze

O co ten cały krzyk? Dokumentacja OT z archiwum wojskowego w Pradze od dawna jest dostępna w Archiwum Muzeum Gross-Rosen w Wałbrzychu i co ciekawe, ja pierwszy miałem ją w ręce od momentu, gdy czerwona chorągiewka na udostępnianie tych dokumentów została zdjęta. Kto nie wierzy niech sobie tam pojedzie i spojrzy na metryczkę. A jak już tam będziecie, to zastanówcie się, jak to się stało, że ta dokumentacja OT została w części opublikowana w jednej z książek w 2015 roku, bez podania nazwy archiwum, nazwy zespołu i sygnatury. To jeszcze nic. Po tym jak przez ostatnie dwa lata – mogę to już powiedzieć – bardzo intensywnie prowadziłem badania archiwalne w przeróżnych archiwach, widzę knoty niektórych publicystów tak okropne, że szok.

Wracając do dokumentacji archiwalnej z Pragi. O czym mówią te dokumenty? Cóż, prasa o tym już trąbi, więc ja tylko powiem od siebie kilka słów. Takie „kwiatuszki” jak obóz Falkenberg I i Falkenberg II z lokalizacją w.. Sokolcu (sic.) oraz dbałość o więźniów..itp. same mówią za siebie 🙂 OK. nie pierwszy to raz, jak w dokumentacji archiwalnej pojawiają się ostre przekłamania. Kompleks schronów, ale czy tylko? Bo ja mam jeszcze innne kwity.. Trochę z tych kwitów (treść, z Pragi) znajdzie się w mojej nowej ksiażce, ale nie dużo, bo tak się składa, że w moim posiadaniu są inne, ciekawe dokumenty (niektóre opublikuję), których nie ma w żadnym państwowym archiwum, gdzie każdy pisarz może sobie podreptać i następnie opublikiwać je za parę złoty w jakimś periodyku (ja tak nie robię) robiąc z siebie odkrywcę.

Przy okazji wielkie brawa dla p. D.Sula, która dokonała kwerendy w wojskowym archiwum w Pradze i dzięki temu te dokumenty OT są dostępne w Archiwum Muzeum Gross-Rosen. Jak mnie poinformowano, niedawno zrobiła kwerendę w archiwum Waszyngtonie i Izraelu. Pozostaje tylko czekać aż dokumentacja ta zostanie przetłumaczona i udostępniona, a następnie ktoś, kto bez pisania żyć nie może, napisze w oparciu o te dokumenty kolejną książkę.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 37 komentarzy

Ludwikowice Kł. – eksperymenty

źródło: wikipedja

W czasie II wojny światowej hitlerowcy próbowali za wszelką cenę stworzyć żołnierza doskonałego mogącego walczyć bez zmęczenia niemal 24 godziny na dobę. Próbowano różnych metod, gównie chemicznych, ingerując w organizm ludzki. Próby skuteczności środków medycznych mających na celu usuwanie zmęczenia, potrzeby snu, zniesienie strachu, pobudzenie agresji i siły fizycznej ponad fizjologiczną normę, przeprowadzano na więźniach z obozów koncentracyjnych – to powszechnie znany fakt. Czy przeprowadzano takie eksperymenty w obozach AL „Riese” w Górach Sowich? Póki co nie znam odpowiedzi, ale mam dowody, że przeprowadzano eksperymenty medyczne na Żydówkach w obozie pracy w Ludwikowicach Kłodzkich.

Ciekawostką jest to, że efektem ubocznym stosowania narkotyków różnego typu, mających np. usuwać zmęczenie, jest często uzależnienie od tych środków. Natomiast opisane skutki uboczne (np. przerośnięta tkanka łączna), które ja uzyskałem, a które dotyczą więźniarek z Ludwikowic Kłodzkich, świadczą, że testowano tam inne środki. Relacje pochodzą od byłej więźniarki tego obozu Doroty Borensztajn, która o dziwo nie była szczególnie wylewna, gdy składała zeznania przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich. Mnie jednak udało się dotrzeć do ludzi, z którymi ona po wojnie przez jakiś czas mieszkała. No i tutaj pojawia się jej inna relacja, kiedy przed swoimi bliskimi była wyleeeewna (będzie o tym trochę w mojej książce). W każdym razie zadziwiają inne szczegóły jej powojennych opowiadań i przyznam, że głowię się nad nimi do tej pory…

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 29 komentarzy

„Riese” – sprzeczności

Szkic Maningera - źródło: http://odkrywca.pl/forum_pics/picsforum7/riesedorfbach_1.jpg

Szkic Maningera – źródło: http://odkrywca.pl/forum_pics/picsforum7/riesedorfbach_1.jpg

Ostatni artykuł w starym roku. Otóż kilka słów dla tych, którzy lubią pogłówkować. Ciekawostka jest to, że budowa „Riese” miała pochłonąć – jak podaje Speer – 150 milionów RM (które rzeczywiście, jak na tamte czasy były kwotą kolosalną), w dodatku jak wiadomo, jej prowadzenie powierzono OT, których nazywano budowlańcami tysiąclecia. Wystarczy zapoznać się z wykazem podwykonawczych firm budowlanych, żeby wiedzieć, że do tego przedsięwzięcia sprowadzono firmy najlepszej klasy. Można rzec, że przy budowie „Riese” pracowała ogromna siła robocza, zwłaszcza jeżeli wliczymy w to jeńców wojennych, robotników przymusowych i więźniów. A tymczasem szef OT: Xaver Dorsch, przyjeżdża na plac tej budowy zaledwie dwa razy, zupełnie jakby ta budowa go w ogóle nie obchodziła. Na zasadzie, że OT, przy okazji wykonywania innych ważnych budów, na których Dorsch często bywał, stawiała gdzieś komuś w niedalekim sąsiedztwie szalety i Dorsch się o tym dowiedział, więc wybrał się tam na chwilę zobaczyć, co tam się przy budowie tych szaletów dzieje. To tak właśnie wygląda z „Riese”. Nic nieznacząca budowa, która miała pochłonąć 150 milionów RM i tysiące istnień ludzkich. Jedna wielka sprzeczność.

http://odkrywca.pl/hipotezy/pics/ot1.jpg

http://odkrywca.pl/hipotezy/pics/ot1.jpg

Co więcej: Wygląda na to, że Dorsch, zawitał tylko Osówki, zobaczył tamtejszy plac budowy, gdzie Maninger, z którym przyjechał, machnął z grubsza wcześniej wspomniane dwa szkice (same kreski, później je dokończył, bo na miejscu mu palce kostniały) i Dorsch rzekł: „Dobra, wystarczy, widzieliśmy te budowę. Wracamy, bo zimno”. Nie ma póki co żadnego dowodu na to, że Dorsch podczas swoich wizyt placu bodowy „Riese” był gdzie indziej niż tylko w kompleksie Osówka (o tym, że tam był, świadczą właśnie te dwa szkice Maningera, z którym przyjechał).

Absurdów i sprzeczności jest dużo więcej, ja wymieniłem tylko te, które oparłem o ogólnie dostępną wiedzę. To jednak powinno wystarczyć, żeby dać do myślenia nowicjuszom lubiącym rozwiązywać zagadki II wojny światowej. A te dwie kopie szkiców Maningera wstawiłem tu celowo, bo.. na nich również znajdują się sprzeczności, i to niesamowite.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 16 komentarzy

Archiwalne zdjęcia

Niedawno znajomy podesłał mi na e-maila zdjęcie (które tu wstawiłem do tego artykułu z lewej strony), z zapytaniem, czy już je widziałem. Cóż, fajne zdjęcie archiwalne przedstawiające fragment obozu dla robotników przymusowych w Ludwikowicach Kł. Niestety to zdjęcie jest wszystkim znane, oklepane, wrzucone do internetu na foto-polska .eu. Za to ja mogę się pochwalić, że nabyłem na własność zbiór (oryginały) powojennych zdjęć terenu i infrastruktury byłej fabryki amunicji w Ludwikowicach Kłodzkich, które nigdy nigdzie nie były publikowane. Jeden z moich znajomych również miał szczęście, bo nabył kopie ciekawych zdjęć, elektrowni, terenu przy ul. Fabryczna oraz terenu byłej fabryki amunicji. Przykładem są zdjęcia kąpiących się ludzi w basenie chłodni kominowej w Ludwikowicach Kł. Dwa z tych zdjęć zostały wstawione na dolny-slask .org. Można sobie je tam obejrzeć.
Link: https://dolny-slask.org.pl/6849322,foto.html
https://dolny-slask.org.pl/6849303,foto.html

Ja jestem bardzo niechętny do wrzucania archiwalnych zdjęć do internetu. Ale z racji tego, że mam ich obecnie sporo, to wybiorę dwa lub trzy zdjęcia, najlepsze jakościowo i wstawię je do mojej publikacji o Ludwikowicach Kłodzkich. Nie wstawię wszystkich rzecz jasna, bo książka to nie album ze starymi zdjęciami, ale te najciekawsze merytorycznie wstawię. Mam również pozwolenia na piśmie na publikację unikatowych zdjęć archiwalnych (Gontowa, budynki byłej fabryki amunicji w Miłkowie) ze zbiorów prywatnych, które również do tej pory nie ujrzały światła dziennego, a są bardzo ciekawe! I również z nich wybiorę jakieś najciekawsze zdjęcia i opublikuję. Zapowiada się więc ciekawie jeżeli chodzi o archiwalną dokumentację zdjęciową w książce. Oczywiście to tylko mały dodatek do tego co naprawdę zrobi w tej publikacji na czytelniku duże wrażenie, jednak na razie nie zdradzę szczegółów..

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 22 komentarze