W drodze na szczyt !

Na szczycie Mont Blank (4810 m.n.p.m.)   - 06.2013

Na szczycie Mont Blank (4810 m.n.p.m.) – 06.2013

„Wchodzimy razem – schodzimy razem” : tak podobno  brzmi przykazanie i etykieta ludzi, którzy idą razem na niebezpieczną wyprawę górską.  Jedna osoba, to jedna osoba, dwie-trzy osoby (lub więcej) to już kilka osób, które związani niepiśmienną powyższą regułką stworzą zespół. Czy jest sens iść na wyprawę górską (np. w celu zdobycia szczytu) w zespole ? Z założenia jest raźniej, można liczyć na doświadczenie pozostałych osób w razie sytuacji kryzysowo-awaryjnej, łatwiej też o asekurację. Zespół powinien z definicji działać jako jedność ! Decyzję o wyjściu zespołowym trzeba dobrze przemyśleć przed wyprawą, bo nie każdy się do wyjścia zespołowego nadaje. Problemem jest ludzka natura..

Podczas schodzenia z Mont Blanc  (06.2013)

Podczas schodzenia z Mont Blanc (06.2013)

Są ludzie, którzy mają biologicznie zaprogramowane w głowie, że „najważniejsze by mnie nie bolało, reszta się nie liczy, innych może boleć”. Taki ktoś się do działań zespołowych w trudnym ryzykownym niebezpiecznym terenie – nie nadaje. Ktoś kto ma w głowie tak poukładane, że „każdy sobie rzepkę skrobie” powinien zapytać samego siebie, dlaczego chce iść na wyprawę górską w zespole ? Dla ratowania własnej dupy ?  To powinno działać w obie strony, tym czasem zdarza się (i to ponoć wcale nie rzadko..) w wysokich górach, że to wcale tak nie działa..

Podczas wchodzenia na Mont Blanc (06.2013)

Podczas wchodzenia na Mont Blanc (06.2013)

Nie jestem himalaistą i nie mam pojęcia co jest grane np. na wysokości 7500 – 8900 m.n.p.m. Do tej pory najwyższym szczytem górskim który udało mi się zdobyć jest Mont Blanc (4810 m.n.p.m.), jednak już ta wyprawa pokazała mi, że nie ma żartów na takich wysokościach (powyżej 3500 m.n.p.m. robi się już naprawdę groźnie). Nie muszę być himalaistą by ocenić po swojemu to co wydarzyło się na Broad Peak, ponieważ skalą mojego doświadczenia mogę przenieść to z proporcji na Mont Blanc. Przy moim znikomym górskim doświadczeniu Mont Blank był dla mnie tym, czym dla himalaistów jest Broad Peak. Ja co prawda nie miałem tu sytuacji „podbramkowej” (podczas mojej wyprawy na Mont Blanc wszyscy zeszli, choć nie wszyscy z nas weszli), na szczycie czułem się dobrze, problemy jako takie miałem dopiero podczas schodzenia (ale nie były to poważne problemy). Tu podczas całej eskapady dały się zauważyć niekorzystne moim zdaniem zachowania ze strony niektórych członków zespołu.

Podczas wchodzenia na Mont Blanc (06.2013) - fot.Tomek

Podczas wchodzenia na Mont Blanc (06.2013) – fot.Tomek

Po pierwsze obarczył bym za to brak doświadczenia (dostatecznie dużego) podczas wspinaczki z asekuracji przy użyciu liny (również podczas schodzenia). Brak wyobraźni, głupota  i patrzenie jedynie w swój własny interes może doprowadzić do tego, że kogoś kto idzie za lub przed taką osobą, ściągnie z góry helikopter.. Trudno też jest zsynchronizować tempo marszu pod górę (lub w dół)  w terenie uszczelinionym (wtedy też jesteśmy powiązani ze sobą linami, i jest problem..). Gwałtowne szarpnięcie liny może spowodować że ktoś skręci nogę, przewróci się lub nawet odpadnie od ściany (wspinaczka). Trzeba umieć poruszać się z wyczuciem, obserwować linę (!), nie idziemy sami !

Podczas wchodzenia na Mont Blank (06.2013)

Podczas wchodzenia na Mont Blank (06.2013)

Kolejną sprawą, są pewne „rady” , które miałem okazję poddać weryfikacji praktycznej i uważam je za bezwartościowe a nawet szkodliwe (niekiedy). Przykład: często przed wyprawami słyszałem, że należy zabrać ze sobą dużo batoników i czekolady. To jest prawda, tyle, że ja tu bym nie polecał batonów typu snickers i czekolady (chyba ze miękkiej i mocno nadziewanej kremem), w przeciwnym razie zamiast szybko dostarczyć do organizmu kalorie, będziecie sobie łamali zęby próbując ugryźć choćby kawałek z tego (na dużych wysokościach w strefie lodowcowej panują niskie temp.). Według mnie najlepsza jest zwykła chałwa. Dostarcza sporo kalorii, nie robi się z niej pod wpływem mrozu „kamień” (łatwo ją ugryźć).

Podczas wchodzenia na Mont Blank (06.2013)

Podczas wchodzenia na Mont Blank (06.2013)

Następnym mitem jest to, że nie da się wejść na wielki szczyt w rakach typu koszykowego. Ja wszedłem na Blanka w koszykach i nie miałem najmniejszego problemu z tym, żeby się zsuwały. Moim zdaniem jest to kwestia tego jak je dociągniemy (a nie kwestia buta jak też niektórzy uważają !). But typu skorupowego jest oczywiście zalecany (i tu przyznam się, że wszedłem na Blanka w butach solidnych, nieprzemakalnych, ciepłych, ale.. nie typu skorupa). Problemem jest minimalizowanie ilości rzeczy zabieranych do plecaka (żeby był lżejszy), jednak tu nie znalazłem gotowej recepty, w górach wszystko jest ważne i przydatne.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | Jeden komentarz

Zdobywanie szczytów – cz. II

Na szczycie Mont Blanc (4810 m.n.p.m.)  26.06.2013

Na szczycie Mont Blanc (4810 m.n.p.m.) 26.06.2013

26-06-2013 o godz 10:50 stanąłem na „Dachu Europy”, słynnym szczycie góry Mont Blanc (4810 m.n.p.m.), najwyższym na całym kontynencie, będącym jednocześnie najwyższym szczytem Alp. Wcześniej zarzucano mi, że podejmując się zdobywania coraz to wyższych szczytów te poprzednie na które wszedłem nie były najwyższych lotów, jednak osławiony Mont Blanc należący do tzw. „Korony Ziemi”  to z pewnością było wyzwanie. Przymierzałem się do tego testu od dawna, wiedząc, że moje starcie z tą górą nastąpi wcześniej czy później i tylko kwestią czasu jest kiedy podejmę się wyprawy na jej szczyt. Chciałem być więc maksymalnie przygotowany, stopniowałem poprzeczkę trenując, wybierałem coraz to wyższe góry (chodziło mi m.in. o wstępną aklimatyzację –  mimo, że zdania na temat skuteczności  są tu różne..), doświadczenie, oraz zwiększanie intensywność wysiłkowej podczas budowania formy (choć nie zawsze jak się okazało wchodziłem w najlepszej..,  jak wiadomo – życie ).

Na szczycie Mont Blanc (4810 m.n.p.m.)  26.06.2013

Na szczycie Mont Blanc (4810 m.n.p.m.) 26.06.2013

Poprzednim razem opisałem pierwsze wejścia na szczyty (Piz Boe -3152 m.n.pm. Dolomity, Gerlach 2655 m.np.m. itp.), do tego doszedł zimowy kurs turystyki wysokogórskiej  w Tatrach podczas którego zaliczyłem m.in. zimowe wejście na Świnicę (2278 m.n.p.). Ten ostatni daje już minimalny przedsmak tego co spotkać można w Alpach. Tu również trzeba się było wiązać liną, zakładać stanowiska (tzw.przeloty), wpinać się, pracować czekanem oraz różnicować chodzenie w rakach (w zależności od nachylania i powierzchni podłoża). Zimowe wejście na Świnicę nie jest wcale takie proste, generalnie w ogóle uważam, że Tatry zimą są doskonałe na trening przed letnią wyprawą w Alpy.

Zimowe wejście na Świnicę (Tatry) , 04.2013

Zimowe wejście na Świnicę (Tatry) , 04.2013

Podczas pobytu na kursie w Tatrach poznałem gościa, który był już na Mont Blanc (szykował się właśnie do wyprawy na Pik Lenina), przestrzegał mnie przed tą górą, m.in. przed bardzo niebezpiecznym kuluarem spadających kamieni (Grand Couloir ). Zginęło tam wiele osób, opowieści  te nie są przesadzone, kamienie tam spadają naprawdę często i gęsto, a on sam omal nie oberwałby takim w głowę (takim kamykiem wielkości „samochodu”) i to jeszcze przed samym kuluarem (przed wpięciem się w poręczówkę). Nie tak dawno temu zginął tam w lawinie kamieni słynny polski alpinista a jego kolega został poważnie ranny.

W Górach Atlas Wysoki w Maroko (05.2013)

W Górach Atlas Wysoki w Maroko (05.2013)

Oczywiście same Tatry mi nie wystarczały, chciałem więcej, przede wszystkim sprawdzić jak mój organizm zniesie wysokość i wstępnie się do niej zaaklimatyzować. Niektórzy uważają, że mózg pamięta pobyt na dużej wysokości nawet po kilku miesiącach, inni, że już po kilku dniach wraca do stanu początkowego. Ufając w pierwszy scenariusz postanowiłem dać sobie w ten sposób dodatkową szansę i wybrałem na wejście jako pierwszy czterotysięcznik najwyższy szczyt Północnej Afryki – Jabal Toubkal (4167 m.n.p.m.) . Słynny Toubkal znajdujący się w sercu Atlasu Wysokiego klasyfikowany jest jako góra o trudności TR2 – idealna więc na taki test.

Na szczycie Jabal Toubkal (4167 m.n.p.m.) 05.2013

Na szczycie Jabal Toubkal (4167 m.n.p.m.) 05.2013

Chciałem tam wejść. Oczywiście wymagało to niezłej kondycji i wytrzymałości jednak nie stanowiło trudności technicznych. Z ciekawostek dodam, że na kilka dni przed wyprawą na Toubkal spotkałem się z opinią, że jest wejście na niego jest niekiedy trudniejsze niż na samego Blanca – a to ze względu na nieprzyjazny dla nas Afrykański klimat.. Odniosę się komentarzem do tego na końcu tego art.  Co do samej wyprawy na Toubkal: bardzo udana, egzotyczna, bez trudu wszedłem na sam szczyt i co najważniejsze czułem się na nim świetnie (na wysokości 4167 m.n.p.m. !!), co jeszcze bardziej mnie podbudowało i utwierdziło w przekonaniu, że nie mam  żadnych predyspozycji do chorób wysokościowych a wejście na Mont Blanc wcale nie będzie takie trudne (w końcu tylko kilkaset metrów wyżej..) – byłem w błędzie, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem.

Odnośnie Toubkala to zwrócę tu uwagę na jeszcze jedna ciekawą rzecz: jeden z uczestników wyprawy – o ile wierząc jego relacji – nie mógł się poszczycić wcześniejszymi dokonaniami w trekkingach górskich (bo takich nie miał), za to przez wiele miesięcy przygotowywał się kondycyjnie biegając, i ostatecznie wszedł na szczyt bez większych problemów. Poradził sobie świetnie podczas gdy, niektórzy weterani odczuwali zmęczenie, mieli bóle głowy i nudności. Duże brawa dla niego !

Rozbijamy obóz na Gran Paradiso na wysokości ok.2900 m.np.m.

Rozbijamy obóz na Gran Paradiso na wysokości ok.2900 m.np.m.

Po zaliczeniu Toubkala (zwłaszcza, że wówczas nie byłem w najlepszej kondycyjnie formie) czułem się już na tyle pewny, że postanowiłem zmierzyć się z Mount Blanc. Rozpocząłem treningi, załatwiłem termin, wszystko szło dobrze.. na miesiąc przed wyprawą złapałem grypę, trochę mnie to zatrzymało, ostatecznie pojechałem na Blanca nie do końca wytrenowany tak jak chciałem (zabrakło dwóch tygodni ćwiczeń). Dało się to odczuć  podczas zdobywania aklimatyzacji na kilka dni przed Blankiem gdy wchodziłem na najwyższą górą Włoch – Gran Paradiso (4061 m.n.p.m.). Podczas ataku szczytowego od bazy wyjściowej (o koło 2900 m.n.p.m. rozbiliśmy obóz, nieco wyżej schroniska Emmanule II ) mniej więcej w połowie drogi moje tempo wchodzenia spadło, tu jednak muszę przyznać, że Gran Paradiso mimo, że odrobinę niższa niż Toubkal w Afryce Północnej, jest od niej trudniejsza.

Widać już szczyt Gran Paradiso (4061 m.n.p.m.) fot. PJ

Widać już szczyt Gran Paradiso (4061 m.n.p.m.) fot. PJ

Na Toubkalu plecaki-torby do schroniska na 3200 m.n.p.m. dźwigały nam muły, tu przez cały czas wszystko sami musieliśmy nieść na plecach. Podejście na lodowcu na Gran Paradiso miejscami bardzo ostre, wieje do tego bardzo silny mroźny wiatr, a ja nie spałem w nocy przed atakiem szczytowym najlepiej (ze względu na słabą karimatę.. izolować się od podłoża musiałem dodatkowo ubraniami i plecakiem..). Góra Gran Paradiso posiada również swoje szczeliny lodowe, małe, ale są (w jedną taką omal nie wpadłem..). Ma też bardzo trudną końcówkę, mianowicie żeby dostać się do figurki na szczycie trzeba się trochę po wspinać w skale nad niezłą przepaścią. Ostatecznie udało mi się tę górę zaliczyć i tym samym dopisałem na swoje konto już drugi czterotysięcznik. Przyszedł teraz czas na ten najważniejszy.

Na szczycie Gran Paradiso (4061 m.n.p.m.)

Na szczycie Gran Paradiso (4061 m.n.p.m.)

Wtedy zacząłem mieć już pierwsze obawy. Grand Paradiso pokazało, że nie będzie tak łatwo jak sądziłem z początku. Mont Blanc to góra o trudności WY1, wejście na nią rozpoczęliśmy w zasadzie z Orlego Gniazda (Nid d′Aigle ), ostro pod górę skalnymi zakosami ze sporą ilością płatów śniegu po kilku godzinkach z pełnymi plecakami (około 70 litrów) na plecach dotarliśmy do schroniska Tere Rousse (3167 m.n.p.m.). Tam po przerwie na kawę, herbatę i coś do zjedzenia, po zakładaliśmy raki, uprzęże i związaliśmy się liną. Od tego miejsca zaczęło się żmudne wdrapywanie się 600 m przewyższenia do schroniska Gouter (3817 m). Praktycznie wspinaczka skalna z ciężkimi wyładowanymi po brzegi plecakami na plecach. Linki stalowe, przeloty, wpinki, miejscami pionowo. Po drodze przeszliśmy słynny kuluar kamieni, na szczęście żadne nie spadały (w drodze powrotnej lawina zeszła na kilkanaście minut przed naszym przejściem, nie widziałem jej z powodu gęstej mgły, jednak słychać było gęsto sypiące się głazy, odgłos taki jakby ktoś wysypał kilkanaście wywrotek kamienia naraz..)

W drodze na szczyt Mont Blank (06.2013)

W drodze na szczyt Mont Blank (06.2013)

Po dotarciu do Goutera , trochę odpoczynku, szczypta „snu” na podłodze jadalni (dosłownie ! w schronisku nie ma miejsc..) i pobudka o 02:00 w nocy, kromka chleba, łyk herbaty i znów uprząż, kask, lina, raki, czekan.. (choć tym razem większą część zawartości plecaków zostawiliśmy w schronisku), lampki czołówki na głowę i już ruszamy na tzw. atak szczytowy. Po kilku godzinach drogi na silnym mroźnym wietrze dotarliśmy do Vallota (zwykły schron – taka buda blaszana, nic więcej.. na podłodze syf, pełno tu walającej się zużytej folii NRC). Vallot znajduje się na wysokości około 4200 m.n.p.m. Tu wielu już rezygnuje, wymiotuje, słabnie, nie chcą iść dalej, chcą wracać, wracają.. Ktoś (nie z naszej grupy) dostał zapaści sercowej, odbyła się reanimacja, ostatecznie zabrał go helikopter, nie przyjemny widok. Wyruszamy z Vallota, teraz idziemy ostro pod górę przez grań Bosses, niebezpieczna, miejsca na niej jest na dwie nogi, po bokach lufy na 1500 -2000 metrów, a wiatr ma się wrażenie siłą bije rekordy. Kolega słabnie, coraz bardziej ma na moje oko wszelkie objawy choroby wysokościowej, mimo to idzie dalej. Ksywa „rambo” nie wzięła się przypadkiem – twardziel, takiego jeszcze nie widziałem. Nie jeden by zawrócił. Jeszcze kawałek w górę i chce zakotwiczyć czekan, odwiązać się z liny i czekać na nas 200 metrów przed szczytem bo nie jest w stanie dalej iść. To byłby jego koniec, czekana nie da się wbić (chyba że młotem pneumatycznym) , samego zwiało by go z tej lodowej grani w moment. Chwila odpoczynku, i tak co 30 kroków, bardzo powoli, ostatecznie dociera z nami na szczyt.

W drodze na szczyt Mont Blanc (4810 m.n.p.m.) - 06.2013

W drodze na szczyt Mont Blanc (4810 m.n.p.m.) – 06.2013

Tam zdjąłem na moment rękawiczkę by zrobić zdjęcie aparatem, po chwili już dłoni nie czuję.. przeraziło mnie to, chowam szybko pod kurkę, pod pachę, do splotu.. nie pomaga, mrowienie, ból pojawia się dopiero później. Do teraz mam ją lekko jakby cierpką (ale ten stan się poprawia pomału..). Na szczycie jest jakieś -15 C ale bardzo silny wiatr niesamowicie potęguje zimno. Jeszcze chwilka i schodzimy, nie mam już siły, odcina mi oddech, kilka szybkich kroków i mam mroczki przed oczami (brak tlenu, na wysokości 4810 m.  jest go o połowę mniej !), byle tylko dotrzeć do Vallota. Z Vallota ruszamy do Goutera, tam 2 godzinki przerwy i schodzimy aż do Tere Rousse (3167 m.n.p.m.). Po drodze znowu jesteśmy świadkami akcji ratunkowej przy użyciu helikoptera. Naprawdę nie pamiętam bym kiedykolwiek był tak bardzo zmęczony i wyczerpany. Zasypiam jak kamień na podłodze jadalni. Rano zejście do Chaminox jest już łatwiejsze.

Odmrożenia i oparzenia słoneczne mimo stosowania kremu po zejściu z Mont Blank

Odmrożenia i oparzenia słoneczne mimo stosowania kremu po zejściu z Mont Blank

Co do samej góry Mont Blanc. Dała mi strasznie po d… wysiłkowo, do tego mimo solidnych zabezpieczeń mam poparzone słońcem usta i nos, odmrożenia, obolałe kolana, i ogólne wyczerpanie. Wiecie jakie to jest zapewne irytujące dla kogoś kto wszedł na Blanca gdy słyszy, że to jest łatwa komercyjna góra. Tak to może powiedzieć rasowy himalaista, który notorycznie szlaja się po ośmiotysięcznikach , a zamiast tego usłyszeć taką opinię często można od grubo dupnych mydłków którzy nie ujdą nawet 100 metrów pod górę żeby się nie spocić i nie narobić w gacie z wysiłku. Mają taką wymówkę dlatego, żeby się pocieszyć, że w końcu gdyby tylko chcieli to też by weszli bo „tam jest ścieżka” ale oni nie chodzą po górach bo „nie muszą nic udowadniać” (typowa gadka grubego lenia bez jaja). Nie wiem ile Mont Blank zabiera rocznie istnień ludzkich, słyszałem, że setki a prawdziwe statystyki i tak nie wiadomo czemu nie są podawane do publicznej  wiadomości. Ja mogę stwierdzić od siebie tylko jedna z pełnym przekonaniem jako ktoś kto już po wielu górach wysokich chodził: Mont Blanc nie jest łatwy !!!!

Wykaz szczytów górskich na które w kolejności wszedłem:

  1. Piz Boe (3152 m.n.p.m.)  (Włochy – DOLOMITY)
  2. Śnieżka (1603 m.n.p.m.) (Najwyższy szczyt Czech)
  3. Gerlach (2655 m.n.p.m.) (Najwyższy szczyt Tatr Wysokich i całej Słowacji)
  4. Świnica (2278 m n.p.m. – wejście zimowe)
  5. Jabal Toubkal (4167 m.np.m.) (Najwyższy szczyt Afryki Północnej, Maroka i gór Atlas Wysoki)
  6. Gran Paradiso (4061 m.n.p.m.) (Najwyższy szczyt Włoch)
  7. Mont Blanc (4810 m.n.p.m.) (Najwyższy szczyt Alp i Europy)
Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | 2 komentarze

Sztolnia nr 4 (Osówka)

Fragment mapy terenu Osówki (J.Cera)

Fragment mapy terenu Osówki (J.Cera)

Pytanie: ile jest tak naprawdę sztolni w Osówce ? Znane są oficjalnie 3 sztolnie należące do projektu „Riese”. Dwie z nich jak wiadomo są udostępnione do zwiedzania, trzecia nie jest i pewnie nigdy nie będzie. Czy jest tam gdzieś czwarta sztolnia ? Według niektórych przekazów jest.. Nikt jednak oficjalnie lokacji tej czwartej sztolni jak do tej pory tam nie wskazał. Zawsze tylko jest tak, że ktoś coś słyszał, ktoś coś wie (ale nie powie), ktoś tam kiedyś coś zanotował.. i teraz nie wiadomo o co tak naprawdę chodziło, a to z kolei daje wodę na młyn do mózgownicy licznym mitomanom i heretykom, którzy przez to tworzą sztolnie, których tak naprawdę nie ma. Generalnie nie interesują mnie teorie, uwielbiam fakty, więc rozważę dla zabawy jedynie możliwość istnienia czwartej (a nie n-tej) sztolni w Osówce, bo ku temu są przynajmniej jakieś tam faktyczne przesłanki. Czy faktycznie jest sztolnia ? Zobaczcie jak to widzę w oparciu o to co wiadome:

W połowie 1946 roku Antol Demczuk (kierownik referatu wojskowego) w imieniu Wałbrzyskiego Starosty Powiatowego, przystąpił do sporządzenia wykazu podziemnych korytarzy oraz umocnień zlokalizowanych na obszarze powiatu Wałbrzyskiego.Fragment jednego z jego końcowych raportów (dotyczący terenu obecnej Osówki), brzmi tak:

      „Cztery korytarze na terenie gminy Głuszyca u podstawy góry Sauferohen. Trzy z tych korytarzy posiadają obudowę drewnianą – górniczą, jeden korytarz obudowany cegłą, szeroki. Wszystkie korytarze posiadają liczne rozgałęzienia. Główne ich kierunki zbiegają się koncentrycznie pod górą Sauferhohen.” 2

Skoro wspomniał, że czwarty korytarz jest szeroki, to znaczy, że jest szerszy znacznie ponad wymiar tych ogólnie znanych. Czyli w założeniu może mieć jakieś 5-6 m. Do tego ukończony cegłą i ma liczne rozgałęzienia.. Ciekawią sprawą jest fakt, że niemal w tym samym czasie ten sam teren skrupulatnie przeczesywał z ramienia Dyrekcji Lasów Państwowych nadleśniczy Głuszycy inż.A.Grzywacz. Ten za cel miał sporządzić „wykaz umocnień i schronów pozostałych po armii niemieckiej”. Podzielam opinię B.Rdułtowskiego, że Grzywacz jako nadleśniczy miał prawdopodobnie lepsze rozeznanie terenowe niż A.Demczuk. Tym czasem namierzył on trzy sztolnie – te same co prawda trzy, które  namierzył Demczuk (te które znamy dzisiaj), ale Demczuk ujął w raporcie o jedną więcej, dlaczego ?

Oliwy do ognia dolał Abraham Kaizer – żydowski więzień pracujący podczas wojny w Górach Sowich, jako że wspomniał w swojej książce, iż pracował przy sztolni nr 4 w Osówce (niektórzy głęboko siedzący w temacie twierdzą, że sporo faktów zostało tu przekręconych i tak naprawdę w tym wypadku chodziło o Włodarz..).

Za potencjalne miejsce na sztolnię nr 4 wielu fanatyków uważa wybranie przy drodze od strony Kolc, znajdujące się poniżej sztolni popularnie znanej jako „sztolnia odwadniająca”. Co ciekawe, utrzymują oni, że są to wrota do olbrzymiego kompleksu (A) nie należącego bezpośrednio do „Riese”, a mającego delikatnie mówiąc trochę inny charakter.. (nie będę tego tu opisywał nawet, jak ktoś zainteresowany to niech sobie poczyta „Trybunę Wałbrzyską” 1959). Jednak ich wiara w to nie jest chyba tak naprawdę wystarczająco mocna, inaczej już dawno podjęliby się szalonej eksploracji w tym miejscu (w końcu leży tam tylko kupka głazów pod pionową ścianą.. wystarczyłoby załatwić stosowne pozwolenia, sprzęt, ludzi już widzę „dyżurnych” na takie akcje jak zwykle chętnych do pomocy ; – ) ).

Odnośnie tego miejsca, wspomina o nim w swojej książce Mariusz Aniszewski:

      „Przy drodze znajduje się także niewielki kamieniołom – jak się niedawno okazało nie jest on wybraniem pod sztolnię nr 4.”  3

I tyle. Autor nie odniósł się do żadnego źródła tych  informacji, nie przedstawia żadnych prac badawczych w tym kierunku i w ogóle nie wiadomo na czym oparł te rewelacje. Ot tak ”się okazało” – i tyle. Natomiast z pewną już dokładnością wymienia inne miejsce jako potencjalne pod kątem „kolejnej sztolni”. Po dokładnych oględzinach terenu osobiście uważam, że akurat w tym innym miejscu istotnie mogło coś być, pewnie nie sztolnia, ale.. Wyrzucano tam urobek z 3-ki, mógł istnieć tam przy okazji maleńki magazyn podziemny podobny do tego który był na Gontowej. Wszak temat kolejnych sztolni nie jest autorowi obcy – zamieścił nawet w swojej książce tabelkę z naznaczeniem ile ich można się spodziewać w „Riese (każdy sam wyciągnie wnioski..), w Osówce oczywiście 4.

Źródło: Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny świat gór Sowich, wydanie rozszerzone, Kraków 2006, str. 234

Źródło: Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny świat gór Sowich, wydanie rozszerzone, Kraków 2006, str. 234

Istnieje podejrzenie, że sztolnia nr 4 była sztolnią zaadoptowaną na bazie byłych nieczynnych już wyrobisk górniczych małej starej niemieckiej kopalni, które się w tej okolicy znajdują. Obecnie wlot jest zasypany, nie wiem jak wyglądał tam chodnik główny transportowy, sądzę, że był właśnie szeroki i wyłożony cegłą. Być może to jego Demczuk zanotował do notesu chcąc być skrupulatnym, następnie podczas sporządzania raportu będąc np. pod wpływem dziadkowego syropu „na gardziołko” wziął do kupy z pozostałymi wyrobiskami i wpisał, że wszystkie kierują się „koncentrycznie” w kierunku góry Osówka. Innego racjonalnego wytłumaczenia nie widzę. Przy okazji można dodać, że są osobnicy, którzy uważają, że ta sztolnia to dopiero początek wielkiego systemu połączeń kopalnianych, na którego drugim końcu znajduje się.. kopalnia Wenceslaus w Ludwikowicach Kł. Oczywiście wszystko zrobione i adoptowane pod „Riese”. Nie wiem ile tacy ludzie dziennie piją siarczystego wina i grzybów halucynogennych jedzą, ale pewnie dużo. Weźmy za przykład kopalenkę Gersons Gluck, która rzekomo ma znajdować się na „trasie” tego połączenia, widziałem jej plany, maleństwo kopalenka.. , albo Kazimierz (też na „trasie”), też widziałem plany, nawet ludzi znam, którzy tam pracowali przez wiele lat i wiedzą dokładnie jak to wyglądało. Żadnych połączeń z innymi kopalniami tam nie ma.

Są też tacy co uważają, że sztolnia nr 4 w Osówce znajduje się pod tzw. „Kasynem” – jak widać bezczelność i głupota nie zna granic.. Niektórym wystarczy też kawałek wybrania znajdującego się nieopodal  aby również uznać to sztolnię (lub jej początek). Jeszcze mogę zrozumieć argumentację w takim przypadku miejsca położonego niżej (w dolinie potoku). Tam przynajmniej stoi fundament pod kompresor. Sprawdzano niestety tam już tyle razy, że wątpliwości nie ma:  jest  to tylko małe poszerzenie drogi, sztolni tam nie ma.

Podsumowując, uważam, że w Osówce nie ma jako takiej sztolni nr 4, zwłaszcza kutej w tym samym marginesie czasu co pozostałe trzy. To co tam widziałem, to są osuwiska, jakieś drobne obrywy,nory i tyle. Być może istniał tam kiedyś jakiś dodatkowy niewielki magazyn na części wymienne do maszyn kruszących, kompresorów, jakiś wewnętrzny skład betonu lub na inne materiały. W Osówce są trzy sztolnie, jeżeli ktoś uważa, że jest tam ich więcej to albo ma jakieś przywidzenia, albo nie umie liczyć, albo ściemnia, albo sam poszedł i wydrążył sztolnię (wtedy faktycznie jest), albo jest psychicznie chory, albo.. albo..albo..itp.. Ja w każdym razie w czwartą sztolnię uwierzę jak ją zobaczę (w co nie wierzę), wtedy przyznam się do błędnego myślenia, przeproszę, uderzę się w pierś, posypie głowę popiołem etc. Póki co upierał się będę, że są tam tylko 3 sztolnie.

PRZYPISY:

Bartosz Rdułtowski, Podziemne Tajemnice Gór Sowich (część pierwsza), Kraków 2007, s 54

Kowalski M.Jacek, Rekuć Zbigniew, Kudelski J.Robert, Tajemnica „Riese”, wyd. „Biuro Odkryć” Łódź 2002, s 19 [za: CAW IV 510.4/A]

Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2006, s 93

 

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | Dodaj komentarz

Prawda o „Riese” – badania

Nad "uskokiem" w sztolni nr 1 w Osówce (fot. PJ)

Nad „uskokiem” w sztolni nr 1 w Osówce (fot. PJ)

„Dochodząc do tego miejsca (tzw. „uskoku”) – które w momencie uruchomiania trasy niestety przysypano tonami skałek i kamieni – świadek widział stalowe drzwi zaopatrzone w system przycisków  w kasetonach znajdujących się obok i kręte betonowe schody prowadzące gdzieś w dół w mroczną czeluść. Poszli w głąb, ale z jedną małą kieszonkową latarką bali się długo przebywać pod ziemią. Gdy na niższym poziomie zobaczyli betonową halę, wrócili do wyjścia. „ 1

Przypomnę tylko, że odstrzał nakładu dzielącego dwa poziomy nastąpił w latach 44-45.. Więc skoro wtedy był za słaby by zasypać to wejście za uskokiem, to pytam kto je następnie wiele lat po wojnie tak zasypał i SKĄD wziął na to dodatkowe kilkadziesiąt ton  gruzowiska ?! Teraz sami widzicie jak bardzo relacja ta jest prawdziwa… Przypomina mi te o sztolni nr 3 na Gontowej (patrz wpis.) gdzie świadkowie zeznawali z osobna, że jest ona całkowicie ukończona betonem, że ukończona jest cegłą, że ma 2km długości, że posiada lampy w stropie i szła tam produkcja, że są tam ukryte skarby.. itd. Oczywiście teraz gdy jest eksplorowana „prawdziwość” tych przekazów wychodzi na jaw (niczym szydło z wora). Pytanie tylko czy kogoś to chociaż w niewielkim stopniu wyleczy na tyle, że walnie pięścią w stół i powie „dosyć mam tego kitu !”  ?? Ja osobiście wątpię.

Zdjęcie rysunku przedstawiającego przekrój przez „Uskok” wraz z sugestią dalszych korytarzy ! (źródło: Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2006, s.104 (fot.PJ)

Zdjęcie rysunku przedstawiającego przekrój przez „Uskok” wraz z sugestią dalszych korytarzy ! (źródło: Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2006, s.104 (fot.PJ)

Zostanę przy „uskoku”. Naprawdę nie wiem czy tak sobie to wyobrażał Aniszewski, dając jako odpowiedź dla wsiąkającej wody poziomy korytarz za uskokiem (patrz. foto), jako przedłużenie sztolni nr 2.  Kąt upadu spągu wynosi około 5°, jeżeli nawet wpadająca tam woda przez jakiś czas nie znalazła by odpływu przez zawalisko, to działo by się to do czasu aż lustro wody osiągnęłoby poziom szczelin przez które ta woda tam napływa. Wówczas wybijała by przez te same szczeliny, ponieważ strumień napływu jest bardzo malutki w stosunku do rozpiętości skumulowanej tych szczelin (a świadczy o tym fakt, że pod uskokiem jest praktycznie sucho, czyli wszystka woda tam wpływa). Rozumiałbym jeszcze gdyby zaproponował pionowe zejście szybem-klatką schodową w tym miejscu, ale tu rodzi się pytanie, kto wówczas normalny na umyśle odstrzeliłby nakład z pod poziomu górnego tak, by zasypało i zaklinowało głazami klatkę schodową łączącą poziomy środkowy z dolnym ? Jeżeli chcieli połączyć poziomy (a wszystko na to wskazuje) sztolni nr 1 ze sztolnią nr 2 w takim wypadku zrobiono by odstrzał kilka metrów dalej. To świadczy dobitnie o tym, że pod uskokiem nie ma żadnego zejścia w dół schodami.

Schemat uskoku w kompleksie Osówka (rys. PJ)

Schemat uskoku w kompleksie Osówka (rys. PJ)

Teraz na logikę: kto wyda pieniądze na zbadanie uskoku (trzeba opłacić wstrzymanie ruchu turystycznego, nająć ludzi, sprzęt, rozebrać podesty, wybrać setkę ton skały, w jakiś sposób wyciągnąć ze sztolni i następnie wywieźć na składowisko (to też kosztuje) – tylko po to by się okazało, że tam jest lita skała z jakimiś tam pęknięciami w które wpada woda ? Kto zaryzykuje taki koszt ? SGP miała potwierdzone czarno na białym odwiertami i kamerą, że w Soboniu za zawałem jest sztolnia długa i niezbadana, z jakąś tam zawartością złomu.. przypuszczam, że liczyli na więcej, na dalsze korytarze, być może była nadzieja na trasę turystyczną w takim przypadku, itp. jeżeli tak, to spudłowali. Tu zaś, jedyną przesłanką do inwestycji jest.. wsiąkająca woda grawitacyjnie w gruzowisko. Nie wiem czy kiedykolwiek ten uskok (no chyba, że zlikwidują tam trasę turystyczną) zostanie w pełni  empirycznie  zbadany. A takich miejsc  hipotetycznych w „Riese” jest na pęczki, jednak przesłanki są delikatnie mówiąc szklane, za szklane by podjąć się kosztownej weryfikacji. Pozostaje darmowa metoda którą opisałem poprzednim razem-  racjonalna ocena faktów.

Szukając racjonalnych rozwiązań przy „uskoku” warto mieć na uwadze, że Góry Sowie należą do typu zrębowego (szczeliny, spękania, uskoki), powstałe w wyniku wielokrotnej orogenezy. Inaczej mówiąc cała góra cieknie bo ma prawo cieknąć skoro istnieje tam niezliczona ilość naturalnych wchłonów. Pamiętam jak kiedyś  wlano do uskoku wodę zabarwioną deryluxem, po wielu tygodniach wypłynęła u kogoś na działce położonej daleko od kompleksu. Świadczy to o tym, że system szczelinowy w Osówce jest naprawdę bardzo wielki. Był z tym z resztą duży problem podczas drążenia tam sztolni w czasie wojny, natrafiono na jedną z większych żył wodnych i sporo czasu zajęło zanim udało się to opanować. Dobrym przykładem jest też sztolnia nr 3. Kto w niej był ten widział ile tam jest cieków wodnych, woda sączy się gęsto z ociosów wypłukując obficie z górotworu fragmenty minerałów, związki żelaza i pirytu (który gdy wchodzi w reakcję z H2O daje taki brązowy kolor) oraz hematytu . Jako ciekawostkę dodam, że występuje tam też wypłukany węglan wapnia (z gnejsu !) w postaci licznych mlecznobiałych makaronowych mini stalaktytów, które Aniszewski ochrzcił sobie mianem „dziwne nacieki” 2 (sic.) 

Ostatnie partie chodnika głównego w sztolni nr 3 w Osówce (fot. Levy)

Ostatnie partie chodnika głównego w sztolni nr 3 w Osówce (fot. Levy)

Mam pytanie: kto z Was podjąłby się zbadania „uskoku” w Osówce od A do Z ? strzelam w ciemno, ze koszt wynosiłby pewnie nie mniej jak 30 tys. PLN (eksploracja plus wstrzymanie na ten czas trasy turystycznej). Niech każdy sobie na to pytanie teraz po cichu do siebie odpowie, czy wydałby swoje 30 tyś. zł na eksplorację „uskoku”.  Już macie odpowiedź ? Więc jeżeli nie zaryzykowalibyście w tym miejscu, to pytanie mam kolejne:  Na profesjonalne eksplorowanie terenowe jakiego obiektu i gdzie (mówimy o „Riese”) nie zawahalibyście się wydać bez porównania większą kwotę z nadzieją na sukces ??? Pytam dlatego, bo mam świadomość, że utopić pieniądze (swoje lub czyjeś ) jest b.łatwo w nieprzemyślanych działaniach eksploracyjnych.

Nacieki na ociosach w sztolni nr 3 w Osówce (fot. Levy)

Nacieki na ociosach w sztolni nr 3 w Osówce (fot. Levy)

Więc jeżeli ja miałbym wydać na ten cel naprawdę duże pieniądze, nie ważne czy moje czy od sponsora, to powiem szczerze, że nie widzę tak wartego ryzyka miejsca w „Riese”. Dodam, że pytam tu o miejsca nowe, a nie te już znane (nieprzebrane zawały w sztolniach itp.). Mówiąc  obiecujące miejsce w „Riese” , mam na myśli ewentualny ukryty kompleks, a nie 10 metrów sztolni w której nic nie ma – a której koszt odkopania znacznie przekraczałby wartość merytoryczną znaleziska. Osobna kwestia, że choćby nie wiem jakie pieniądze były na ten cel, nikt nie jest w stanie odnaleźć ukrytego wykończonego kompleksu (tzw. mityczne „centrum”), który po prostu nie istnieje. Ten kompleks jest tak samo według mnie prawdziwy, jak mogiły 20 tyś więźniów w Górach Sowich, tak samo prawdziwy jak to, że ilość betonu w „Riese” się nie zgadza (a zgadza się dokładnie) itd. itp.

Co do tej pory oficjalnie odkopano w „Riese” ? udrożniono jedynie pewne fragmenty w znanych od czasów wojny sztolniach. Ich liczba wciąż pozostaje nie zmieniona, czy ktoś ma ochotę wydać gigantyczne pieniądze za które można byłoby wyżywić mały kraj, na badania terenowe bo komuś tam psychika przekręciła się w głowie na plecy skutkiem czego wymyśla wciąż nowe mity i bzdury mówiące, że tu i tu na pewno coś jest (solidna przesłanka, nie ma co..) ?? Rozumiałbym to gdyby w archiwach odnaleziono dokument i dokładne mapy terenowe z zaznaczonym ukrytym kompleksem wielkości Osówki czy Włodarza – wtedy są podstawy do rozważań nad taką poważną kosztowną akcją terenową. Jednak wydawać pieniądze (ogromne dodam) na bazie takich szklanych przesłanek  jak wsiąkająca w szczeliny skalne woda, itp. ?? Osobiście w porównaniu wolałbym tę kwotę przeznaczyć na cel charytatywny a mitomanom pokazałbym palec ,by takim samym swoim popukali się mocno w łeb.

Do niektórych to już dotarło, i już nie rozprawiają na temat mitów „Riese” jakoby to była najświętsza prawda. Nabrali wody w usta, i dobrze. Teraz rozprawiają na temat tego kto w tamtych czasach sprzedał komu i za ile sygnet, lub kto pracował w obozie a kto czuł się w nim jak w kurorcie, oraz kto kogo szpiegował w tamtym czasie i dlaczego. Nie będę skromny, czuję w tym swój wkład. Jeżeli jednemu (przynajmniej) mitomanowi udało mi się otworzyć oczy, to już uważam to za mój duży sukces.  Nie twierdzę, że temat „Riese” nie jest ciekawy, zawiera sporo realnych zagadek, które wymagają trzeźwego spojrzenia i nieco wysiłku, żeby je rozwikłać. Sam nad tym pracuję(np. Gontowa), śledzę wydarzenia, więc wpisy z tej tematyki będą się co jakiś czas na tym blogu pojawiać.

PRZYPISY:

1 Dariusz Garba, Tajny projekt III Rzeszy FHQu „RIESE”, Kraków 2012, s. 334-335 

Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2006, s. 280

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | Dodaj komentarz

„Mitolomania Riese”, Osówka

Plan znanych podziemi Osówki (źródło: wikipedia)

Plan znanych podziemi Osówki (źródło: wikipedia)

Co należy zrobić by odkryć coś nowego w „Riese” ? Przede wszystkim patrzyć na realia, a przy tym odpowiednio oszczędnie dysponować swoim czasem poświęconym na eksplorację oraz środkami. Zdaję sobie sprawę z tego, że wymiana informacji na temat tego co gdzie kto już sprawdzał, jest praktycznie zerowa i przez to wydaje się często nieświadomie pieniądze na wtórne badania, zamiast wydać je na sprawdzenie tam gdzie jeszcze sprawdzane nie było. Nie zgadzam się jednak tak do końca z tym, że eksploracja sztolni zawsze musi być kosztowna. Znany mi jest przypadek gdzie grupa poszukiwaczy zaatakowała sztolnię nr 4 w Jaworniku praktycznie „gołymi dupami” (w sensie takim, że nie mieli żadnego profesjonalnego ciężkiego sprzętu typu koparki, wiertnice, wyciągarki, itp.). Ręcznie w zasadzie, napędzani determinacją (wynikającą za pewne z ciekawości co jest za obwałem..) przedostali się do nieznanych oficjalnie partii tego korytarza. Pomijając samo wykonanie (w sposób przypominający mi bardziej akcję z biedaszybów niż profesjonalną eksplorację – i żeby było jasne – nie popieram tak przeprowadzonych akcji ) bo w tym momencie nie jest to istotne, liczy się efekt. Druga sprawa, to przeświadczenie, że poszukiwania nowych nieznanych do tej pory sztolni (pod względem lokalizacji) też nie należą do tanich. Oczywiście, jeżeli ktoś chce to robić mega profesjonalnie to na pewno tak, jednak nawet wtedy gdy robi to z głową (a nie gdzie popadnie), to ograniczy koszty. Jak według mnie można ograniczyć koszty wszelkich wstępnych poszukiwań do niezbędnego minimum ?

Przede wszystkim uważam, że należy skupić się na faktach i racjonalnym myśleniu, odrzucając wszelkie mity oraz absurdalne teorie. Tych zaś, jest obecnie tak dużo, że gdyby je tak zebrać wszystkie do kupy i zestawić w jednej książce pt. „Mitolomania Riese”, to podejrzewam, że była by to niezła cegła. Weźmy choćby za przykład Osówkę: Na temat samych podziemi  słyszałem już tyle wersji,teorii, fantazji, że brakuje już chyba tylko takiej, która mówi o tym, że zaraz po wojnie widziano jak do jednej z tamtejszych sztolni wbiegał Yeti.

A to tajne laboratorium A.Hitlera, a to elektrownia wodna („wodospady” podziemne), a to tunel kolejowy (FHQu) , a to sztolnie wybetonowane z drzwiami pancernymi za uskokiem, zalane wodą.. a to znowu tunel podziemny stanowiący połączenie z Wacławem (Ludwikowice Kł.), a to 3 szyby (łącznie, z tym znanym) z których jeden ma mieć.. 150 m głębokości, itp. cuda.

Paradoksalne jest to, że ludzie tworzący przeróżne „mity” najczęściej sami chcą te „mity” następnie obalać (według nich: dowodzić słuszności swoich racji). Nie zdają sobie sprawy z absurdów tych przekonań, za to jak wnioskuję bardzo chętnie z niezachwianą wiarą, że odkryją nieznane dotąd podziemia „Riese”, trwonili by na to cudze pieniądze (tylko im daj) bez żadnych hamulców. W taki oto sposób niejednego nawet sponsora milionera doprowadziliby szybko do ruiny a „zagadka” Riese wciąż byłaby nierozwiązana.

Jak obalać absurdalne teorie i „mity” nie ponosząc przy tym żadnych kosztów ? A no, poddawać fakty racjonalnemu spojrzeniu. Podam na to taki oto prosty przykład: „Uskok” w Osówce:

      „W miejscu tym można zauważyć ciekawą rzecz. Otóż, spływająca do uskoku woda wsiąka w niego, co wydaje się naturalne, natomiast na pewno naturalnym nie jest to, że w położonej niżej wartowni po owej wodzie nie ma już śladu.” (cyt. Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2006, s.99)

Rozumiem, że każdy kto choć odrobinę zna się na geologii czytając powyższe przekręca się w tym momencie ze śmiechu.  Jednak w 1994 roku grupa eksploratorów pod szyldem SGP KRET z Mariuszem Aniszewskim na czele, podjęła się próby zbadania „uskoku” w podziemiach Osówki (w sztolni nr 2).

       „Pomiędzy kwietniem a czerwcem 1994 roku prowadziliśmy roboty przy tzw. uskoku. (…) prace utrudniały ciemności oraz lejąca się na głowy woda, pochodząca z żyły wodnej..” 1

O zgrozo.. Nikt nie pomyślał tam o odpowiednim oświetlaniu i odwodnieniu !? (szok), o czym to świadczy.. ??

     „Jednak uporczywe przekopywanie zawału, powoli dawało efekty. Byliśmy coraz bliżej celu. Po lewej stronie tunelu ukazały się szalunki (belki i deski) oraz coraz większe pustki między skałami. Niestety zalewająca ciągle wykop woda okazała się silniejsza od nas. Przegraliśmy.” 2 

Nie rozumiem ostatniego zdania. Na logikę skoro woda wcześniej znikała w uskoku to teraz kiedy rozkopali go tak, że ukazywały się w nim coraz większe pustki między skałami, to tym bardziej woda powinna w nich znikać a nie zalewać im wykop. Czy ta woda zatrzymywała się tam w powietrzu ?

Zdjęcie rysunku przedstawiającego przekrój przez "Uskok" (źródło: Mariusz Aniszewski - Piotr Zagórski (foto), Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2006, s.104 (fot.PJ)

Zdjęcie rysunku przedstawiającego przekrój przez „Uskok” wraz z sugestią dalszych korytarzy ! (źródło: Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2006, s.104 (fot.PJ)

Nie kojarzę by ktoś z wcześniejszych badaczy wspominał o sztolni za uskokiem (zbadano by to, gdyby tam była sztolnia, obecnie była by znana), „mit” ten więc jak sądzę zrodził się właśnie tu, przez ludzi o których na podstawie powyższego mam wrażenie, że są bardzo niskiego intelektu z dużą skłonnością do fantazjowania. Zaskutkowało to jednak tym, że obecnie fanów wierzących w dalszy tunel za uskokiem, nie brakuje. Najgorsze jest to, że są już tacy co widzą połączenia mitycznych podziemi w tym miejscu z nieznanym (bo „zamaskowanym”)  wyjściem/wejściem z kompleksu z poziomu nr 2. Nie wiem czy ktoś szalony nie myślał już o przejechaniu georadarem i zrobieniu odwiertów (wszystko na głębokości 14 m) na całej powierzchni spągu sztolni nr 1 aby wykluczyć pod nią ewentualne korytarze drugiego poziomu (sztolni nr 2) , jednak biorąc pod uwagę koszty tego, łatwiej ( i taniej) chyba już byłoby rozkopać ten uskok..  W samym uskoku już ponoć wiercono i badano georadarem, rodzi się pytanie: po co ? przecież efekt był jasny od początku (nie ma tam sztolni).

Przekrój przez tzw. "uskok" w kompleksie Osówka (rys. PJ)

Przekrój przez tzw. „uskok” w kompleksie Osówka (rys. PJ)

Wracając do samego uskoku. Co będzie jeżeli ktoś weźmie i rozkopie w końcu ten uskok tak, że wybierze z tego miejsca gruz i skały do ostatniego ziarenka (i zapłaci za wywózkę) . Pokaże tym samym, czarne na białym, że tam jest lita skała z jakimiś tam szczelinami skalnymi w spągu,  powstałymi w skutek działania mechaniki górotworu – bo to normalnym zjawiskiem jest, że przy takiej okazji powstają takowe różne pęknięcia, rozwarstwienia etc. niekiedy bardzo wąskie i głębokie. Co wtedy ? czy ktoś inny przyzna się oficjalnie: „tak, jestem naiwny bo wierzyłem w sztolnie za uskokiem i w szerokim zakresie przyczyniałem się do rozpowszechniania gdzie tylko mogłem tego mitu.  Mało tego na nim budowałem kolejne ” ? Wątpię, czy ktoś tak zrobi, wątpię też w to, że ktoś z czystym sumieniem popuka się w łeb. Przejdą obok tego tak jakby sprawy nie było do następnego „uskoku” a jak go nie będzie, to z pewnością sobie taki sam albo inny w „Riese” znajdą.

Ja rozumiem, że „tajemnica Riese” musi być i nigdy nie umrze tak jak potwór z Loch Ness, bo służy oczywistym celom. Więc jeżeli ktoś by zapytał  mnie o radę, bo ma zamiar poważnie podejść do sprawy wyjaśnienia „zagadki” , to powinien moim zdaniem swoje badania ukierunkować we właściwą stronę, w ten sposób trzymając się daleko od mitomanów i tych, dla których to jest jakiś najmniejszy nawet interes (bo przecież to normalne, że o interes się dba..). Tak ja to widzę.

Artystyczna wizja na nieznane podziemia za tzw. "uskokiem" w Osówce (rys. PJ, autor: anonimowy)

Artystyczna wizja na nieznane podziemia za tzw. „uskokiem” w Osówce (rys. PJ, autor: anonimowy)

Dla przykładu ja z góry przekreślam wszystkie teorie oparte o uskok, a tych nasłuchałem się wiele. Są takie które mówią, że podziemia Osówki są większe niż obecnie znane i wszystkie są ze sobą połączone uskokami (chodzi o kompleks „B” bo nie wspomniałem, że tam domniemywa się jeszcze zupełnie osobny kompleks zawierający tunel kolejowy.. – to są dopiero jaja, ale to może innym razem). Omówię tylko po trochę ten drugi, bo powstał jak sądzę na fundamentach „uskoku” , a nikt z osób, które mi te informacje udzieliły nie zobligował mnie do trzymania tego w ścisłej tajemnicy.  Uskoki mają za zadanie wyrównywanie poziomu, sprowadzając go do jednego. Nie zupełnie tak jest (według tych wymysłów) bowiem mówią, że istnieje poziom dolny (tzw. poziom podstawowy). Naszkicowałem to mniej więcej jak to „ma” wyglądać według tego co zasłyszałem. Z góry mówię, że to jest abstrakcja..  Dlaczego to przedstawiłem ? Jest to do pokazania jak można budować fantazje na filarze jednego „mitu”, dlatego warto zawsze poszukać źródła (w tym wypadku „uskok”), zracjonalizować te źródło i usunąć pierwszy zbudowany na nim „mit” w ten sposób jak za wyjęciem jednej dolnej karty runie cała budowla z kart, w tym wypadku sztolnie, podziemia i szyby, budowane na jednym wymyśle (tunel za uskokiem). W ten sposób wyklucza się kilometry nabudowanych w fantazjach ludzkich podziemi. Przy zerowych kosztach !

Artystyczne wizje na nieznane poziomy sztolni łączonych uskokami, anonimowego autora (rys. PJ)

Artystyczne wizje na nieznane poziomy sztolni łączonych uskokami, anonimowego autora (rys. PJ)

Kolejną kwestią są przekazy osobowe. Osobiście nie biorę przykładu z tych, którzy uważają, że nie warto słuchać relacji ludzi, którzy byli autochtonami lub pierwszymi osadnikami (np. ludzie z kresów). Rozumiem, że ludzie z kresów pamiętający czasy wojny zostali wrzuceni niedawno przez jednego orła od g..prawdy o Riese do wora pt. „debile”, tym czasem jeżeli nawet wówczas nie umieliby określić przeznaczenia obiektów militarnych ani prawidłowo nazwać tego co wcześniej nie było im znane, to nie oznacza, że obecnie nadal stoją z wiedzą i rozwojem w tym samym miejscu co 70 lat temu. Obecnie bez problemu mogą poprawnie opisać wszystko co widzieli nazywając rzeczy po imieniu, zwłaszcza, jeżeli chodzi o takie sprawy jak wloty do sztolni, których dzisiaj nie ma..

Mówienie, że stratą czasu jest szukanie sztolni, które po wojnie były otwarte, lecz zostały na krótko potem wysadzone,  brzmi jak jawne przyznanie się do tego, jakie ma się rzeczywiste oczekiwania względem poszukiwań.. Dla ludzi szukających prawd historycznych, każda sztolnia nawet mająca 6 m i pusta w środku, jeżeli do tej pory nie znana, była by warta odkopania i opisania, po to tylko, by uzupełnić znaną wiedzę o „Riese”. Są jak widać na przykładzie tego orła tacy, dla których jest inaczej, i podejrzewam, że gdyby nie mieli świadomości, iż podziemia te mogą zawierać jakieś kosztowności, to nawet wołem byście ich tam nie zaciągnęli.

Pomijając te kwestię uważam, że warto brać pod uwagę relację od ludzi pamiętających tamte lata, zwłaszcza, jeżeli te relacje pochodzą nie od jednej a od wielu osób z danych terenów. W ten sposób nakreśliłem mapkę podziemi z terenu Ludwikowic Kł. w kierunku Góry Włodzickiej, która sama w sobie również podziemia zawiera (dowiedzione). Pozostaje weryfikacja tego wszystkiego. Nie stanie się to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – od razu. Na to potrzeba czasu, jednak pierwsze pomiary terenu, dają obiecujący wynik, iż istotnie coś może na rzeczy być. Czy to jest Riese ? tego z pewnością nie wiem, założyłem tylko taką tezę, że może tak być, np. jako zaadoptowane rozwinięcie strefy zewnętrznej. Przy okazji mam pytanie, czy ktoś posiada choć jeden dokument mówiący, że Ludwikowice Kłodzkie to było „Riese” ? pytam, bo sporo osób tak uważa, a jakoś nikt za to im pomyj internetowych na głowę nie wylewa.

Na koniec zwrócę uwagę na jedną z wydawałoby się łatwych metod a już na pewno dających duży procent pewności (gdy się coś znajdzie) i alternatywnie nie drogich –  są badania archiwalne. Problem tu jednak polega na tym, że gdyby to było takie proste to plany obiektów „Riese” łącznie z jasno nakreślonym opisem końcowego przeznaczenia budowy, z dużym prawdopodobieństwem zostałyby odnalezione przez historyków i różnych innych badaczy archiwalnych – dawno temu . Tym czasem tak nie jest. Być może więc znalezienie ich jest obecnie nie możliwe, i nie tylko w archiwach, ale gdziekolwiek indziej, z tej przyczyny, że ich po prostu fizycznie już nie ma ? Jeżeli jednak „ktoś” jest taki mądry i nie widzi problemu w znalezieniu tych planów w archiwach to niech te plany tam znajdzie. Dlaczego to tej pory tego nie zrobił ? Życzę powodzenia. Uważam, że należy szukać w archiwach,  jest to właściwa metoda, ale mówienie, że tam wszystko leży jak na tacy jest robieniem sobie drwin z tych co tam już szukali a nie znaleźli. Tego nie popieram. Nie wszystkie też archiwa są dostępne – to też należy mieć na uwadze.

PRZYPISY:

Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (Foto), Podziemny Świat Gór Sowich, Kraków 2006, s 105

2 Ibidem

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | Dodaj komentarz

Reżym treningowy

Relaks po treningu

Relaks po treningu

Trochę znowu o treningu. Jest kilka takich utartych schematów postępowania treningowego, powielanych bez zastanowienia bardzo często, z którymi nie do końca się z punktu widzenia własnej praktyki mogę zgodzić. Szukałem po różnych forach dyskusyjnych o tematyce sportów siłowych, w magazynach i siłowniach jakiegoś trochę innego spojrzenia na ten temat, ale bez skutecznie. Wszędzie gdzie się w tym zakresie nie ruszyć, zawsze znajduje się jeden i ten sam „właściwy” szablon wzorca treningowego.

Weźmy dla przykładu bieganie. Biegać można prawie co dziennie. A dlaczego nie co dziennie ? Odpowiedź jest zawsze ta sama: musi być dzień wolny od biegania na regeneracje mięśni, które podczas treningu biegowego są przezeń obciążone. Zadam więc w odpowiedzi na to pytanie: czy kiedy chodzisz każdego dnia (po mieszkaniu, do sklepu, do pracy, itd.) czy twoje mięśnie nóg nie pracują ? Pracują. Czy wybierasz więc jeden dzień wolny w którym przez 24 godziny leżysz i nie ujdziesz nawet dwóch kroków, tak by mięśnie nóg się zregenerowały ?  Nie robisz tego z pewnością. Na pytanie dlaczego tu większość odpowie tak: bo to normalne, że chodzę każdego dnia, mięśnie są do tego przyzwyczajone. To dlaczego nie przyzwyczaić ich tak samo do co dziennego treningu biegowego na dystansie np. 5 km. Biegając co dziennie 5 km przez ileś tam lat, stanie się to dla twojego organizmu taką samą czynnością nie wymagającą planowanej regeneracji jak chodzenie.  Można według tego biegać co dziennie przez 5 km przez większość życia, tak samo jak przez większość życia używasz mięśni nóg do chodzenia. Nie widzę w tym przypadku różnicy, wystarczy przestawić swój tok myślenia i biegać (codziennie).

Kolejną kwestią jest mit (moim zdaniem) który mówi, że treningi siłowe, areobowe i sport wyczynowy w ogóle, to sposób na wieczną młodość, urodę i długie życie. Nie wierzę w to. Oczywiście, że nasze ciało poddawane treningom, będzie pozbawione obleśnej tkanki tłuszczowej, będzie sprężyste, umięśnione, będziemy w formie i nie będziemy np. sapać jak wieprz i pocić się jak „parowóz” po przejściu kilku kroków pod górkę itd. Zalet treningu siłowego, sportów areobowych itd. nie ma co podważać, to nie podlega dyskusji. Jednak kłócił bym się jak to się odbija np. na naszej facjacie. Twarz jest jak barometr, ma ogromną wymowę. Jeżeli prowadzimy intensywny treningowo tryb życia, nasz organizm jest fizycznie mocno eksploatowany. Szybsza przemiana materii, więcej tlenu przepływa przez nasze komórki (i więcej się za razem wolnych rodników utlenia..), zwiększona produkcja białek, większe wydzielanie hormonów (testosteron, IGF-1 i hormon wzrostu),  – to wszystko potrzebne na odbudowę (i nadbudowę) zniszczonych włókien mięśniowych, w tym zwiększona filtracja płynów (odwadnianie i nawadnianie). Przemiana jednej energii w drugą (zamiana energii chemicznej z pokarmów na energię biologiczną potrzebną do wykonania wysiłku na siłowni) to nic innego jak eksploatacja pełną parą tej biologicznej maszyny jaką jest funkcjonujący organizm ludzki. Nie ma jeszcze krzyku jeżeli jest to trening umiarkowany, gorzej jeżeli nastawiony jest na stały progres uzyskania  i utrzymywania możliwie optymalnej formy. Taka intensywna praca podczas treningów gdzie generowana jest za każdym razem tak duża ilość energii przez organizm praktykowana przez pół życia, skutkuje szybszym wyeksploatowaniem organizmu. To znacząco odbije się na naszym wyglądzie (twarz) i zdrowiu. To dlatego zawodowi sportowcy (np. kulturyści) mają zwykle tak mocno poorane głębokimi zmarszczkami twarze – mimo młodego wieku. Częściej na stare lata zapadają na różnego typu choroby zwyrodnieniowe stawów, mają przerośnięte ścięgna i miesień sercowy. 

Trening areobowy (bieganie, pływanie etc.). Powiem szczerze, że gdyby nie to, że mam cel w tym by dbać o dobrą kondycję fizyczną (moja ekspansja na wysokie szczyty) to nie wiem, czy nie zredukowałbym biegania do jedynie 5 km dzienne. Siłownia ma zdecydowanie większe dla mnie walory. Całkowicie nie zgadzam się z „dobrodziejstwem” jakie daje basen. Uważam, że jest mocno przeceniany. Pływanie teoretycznie jest doskonałą formą ruchu, jednak w praktyce wygląda to trochę mniej kolorowo. Basen w którym jest podgrzewana woda, sprawi że pływając oddychamy przy lustrze wody parującym chlorem..(jeżeli woda jest chlorowana) oraz innymi środkami mającymi na celu dezynfekcję. Poza tym można oszaleć gdy przez godzinę pływając kraulem widzi się wciąż te samą scenerię – dno basenu. Podobnie rzecz ma się z bieganiem w nieodpowiednim obuwiu po asfalcie.. 

Daleko mi jeszcze do 40-stki ale ze słyszenia wiem, że przeważnie w okolicach tego wieku forma zaczyna się dramatycznie sypać. Jest to spowodowane gwałtowniejszym od tego momentu starzeniem się organizmu. Jeżeli ktoś mimo to pozostaje w ciągłym treningu (trenował wcześniej) to jeszcze jeeeszcze…jakoś to wygląda. Najgorsze jest to, że u osób nie trenujących zwłaszcza, umysł podświadomie próbuje oszukać ciało, i większość pod i 40 latków uważa, że nadal jest „kozak” jak wtedy gdy miał 20 lat, ale w praniu (gdy pójdą na basen, siłownie, sparing..)  bardzo szybko okazuje się jaki z wielkiej chmury jest maleńki deszczyk.. Zadajcie sobie pytanie dlaczego zgony na zawał serca, wylew itp. najczęściej zaczynają się pojawiać właśnie po 40stec a nawet nieco wcześniej. Odpowiedź jest prosta: starzenie się organizmu. Brak treningu lub zbyt intensywny trening nie odpowiedni do wieku. Tylko proszę nie wymieniajcie mi tu Bernarda Hopkinsa bo to jest absolutny fenomen i wyjątek od reguły. Ja tuż przed 40-stką na pewno zwolnię z treningami, będę je prowadził na umiarkowanym poziomie. Teraz nie ma o tym mowy, teraz mam zamiar je jeszcze mocniej podkręcić :).  

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | Dodaj komentarz

Zagadka podziemi Wołowca

W sztolni w górze Wołowiec

W sztolni w górze Wołowiec

Jakiś czas temu ciekawiły mnie sztolnie w górze Wołowiec. Jest ich tam kilka, są też szyby. Najbardziej chyba znana i głośna z nich to ta która znajduję się w bliskim sąsiedztwie tunelu kolejowego od strony Wałbrzycha. Ta również w swoim wnętrzu posiada szyb. Pierwsze przekazy o inwentaryzacji tego obiektu pochodzą z początku lat 80-tych (zbadała go WP). Niektórzy okoliczni miejscowi wiedząc o tej sztolni, opowiadali o niej zwykle dodając dla pikanterii jakieś bajki o złocie tam ukrytym itp. Następnie w latach 90-tych wiekopomne „odkrycie” tej sztolni ogłosiła grupa THROLL z Mariuszem Aniszewskim.

„ – Odkopaliśmy też zupełnie nie znaną sztolnię. Miało to miejsce podczas prac nad tunelem kolejowym, prowadzącym z Wałbrzycha do Jedliny Zdrój.” 1

Największe zasługi w „odkryciu” tej sztolni rościł sobie wśród nich Mariusz Mirosław „..to miejsce, to był mój  „patent” i moja inicjatywa” 2 .Przypomnę tylko, że M.Mirosław to jest ten sam orzeł, który zapodał do książki (Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtwoski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008) m.in. wszystkie te  rewelacje o tym jak to Grabowski odkopywał sztolnię w Gontowej pełną ukrytych depozytów.. (patrz. mój wpis na blogu o Gontowej).

Wracając do Wołowca:

W sztolni w Wołowcu

W sztolni w Wołowcu

„Przez dwa lata chodziłem, wręcz deptałem, w tym miejscu. Zobaczyłem wtedy, że są tam miejsca po wysadzonych sztolniach..” 3 – mówi Mirosław. (aż dwa lata zajęło mu zanim to spostrzegł ?? ). Pozostałymi członkami którzy przyznali się do „odkrycia” sztolni – jak czytamy w książce: (Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtwoski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008) – oprócz Mirosława byli: M.Aniszewski, T.Witkowski i P.Zagórski. Jak więc wyglądała prowadzona przez nich eksploracja tej „zupełnie nieznanej„ sztolni ? Zrelacjonowali ją dokładnie w tej samej publikacji. Czytamy w niej, że natrafili na metalowe drzwi. Drzwi te według ich relacji były zamknięte na dwa zamki od wewnątrz (!) bo tylko tak dało się je zamknąć (!) :„..zamykane tylko od środka” 4. Weszli więc przez strop nad drzwiami, za którymi na spągu zobaczyli ślady butów. „To były ślady trzech osób. Biegły one z wnętrza sztolni aż pod te drzwi, gdzie zawracały i ponownie prowadziły do wnętrza sztolni ” 5 .Jakie mieli wnioski z tego ?

„Trzy osoby doszły z wnętrza sztolni do drzwi, tam sprawdziły czy są one prawidłowo zamknięte – a może nawet same je zamknęły – po czym (..) poszły z powrotem do środka” 6 .

Schemat sztolni w Wołowcu (aut. P.J.)

Schemat sztolni w Wołowcu (aut. P.J.)

To sztolnia musiała mieć więc jakieś drugie wejście skoro drzwi były zamykane jedynie od wewnątrz i zamknięte na dwa zamki, a ślady prowadzące od nich szły do wnętrza sztolni.. Tyle, że sztolnię zbadano wiele lat później, i jak się okazało, nie ma w niej żadnych innych wejść . Sztolnia jest ślepa. Żeby było śmieszniej zawiera ona szyb, który jak opisali wcześniej był suchy a gdy  sprowadzili tam Wojtka Stojaka by ten kręcił program o tej sztolni okazało się, że szyb jest pełen wody.. Stojak zorganizował nurka który tam zanurkował, pytanie moje dlaczego ów Stojak i wielcy odkrywcy nie odpompowali  tam wody pompami tylko wpuścili nurka, kiedy wiadomo było, że raz dwa zmąci wodę w tak ciasnym szybie i nic nie będzie widać.. Na dodatek te nieszczęsne metalowe drzwi, gdyby one były zamykane nie od wewnątrz jedynie, a od zewnątrz.. niestety nie można już obejrzeć tych zabytkowych drzwi bo zaraz potem dziwnym trafem „ktoś.. je „pożyczył” na złom” 7  .

Wiele lat później sprawę postanowiło zbadać Dolnośląskie Towarzystwo Historyczne. Zabrali się za pompowanie wody z szybu. Ze słyszenia wiem, że podczas tych prac doszło do ekscesów, bowiem grupa ta została zaatakowana przez kryjącego się za kominiarką, uzbrojonego w siekierę debila. „Troll” ten wykrzykiwał, że to jego sztolnia, na własność, i mają się z niej wynosić. Od momentu kiedy się pojawił podczas zbliżania się do naukowców co kilka kroków bardzo głośno i przeciągle puszczały mu zwieracze… Ja gdy pierwszy raz o tym usłyszałem to myślałem,, że te opowieści to jakaś komedia, żart, wymyślona historyjka, jednak art. Pawła Rodziewicza (DTH) w Odkrywcy podsumowujący prace ich w sztolni w Wołowcu, wyprowadził mnie z błędu:

„Dodatkowym utrudnieniem dla naszych działań były usilne zabiegi innych grup eksploracyjnych mające na celu niszczenie wyników naszych prac oraz w skrajnym przypadku zastraszanie i używanie przemocy wobec członków naszej grupy.” 8 

Wychodząc ze sztolni w Wołowcu

Wychodząc ze sztolni w Wołowcu

Jakich konkretnie grup eksploracyjnych ? Która grupa chciała przeszkodzić Rodziewiczowi w badaniach sztolni ? Tego Paweł nie podaje. Może jakąś wskazówką będzie odpowiedź na pytanie, która to grupa eksploracyjna posiada lub posiadała wówczas w swoim składzie osobowym takiego „Trolla” ?? Wiadomo mi tylko, że mniej więcej w tym samym czasie (albo zaraz po Rodziewiczu ?) pojawił się tam na miejscu tajemniczy „Aust” ze swoją ekipą.  Na temat tej grupy Austa trochę mi wiadomo, osobiście nie pokładam wiary w jej możliwości eksploracyjne i oceniam ją bardzo nisko. Poświęcę jej jednak osobny temat.

Wracając do szybu w sztolni: Nie wiem czego szukał tam „Aust” i jego grupa, złota czy czegoś innego, nie wiem. W każdym razie zaczęli pompować z niego wodę. Na stronie podziemia.eu  „Aust” opisał jak to robił i że trochę oczyścił dół. Jednak nie zrobił tego do końca (czyżby ekipa się posypała czasowo – była chętka na złoto a tu nic, wiec do domu  ?) Trzeba było wybrać rumosz z szybu do samego końca jak zrobił by każdy prawdziwy badacz (od A do Z), przebrać go i sprawdzić co zawiera, może był tam kolejny korek, a może pod nim krył się jakiś właz (założenie czysto hipotetyczne.). Aust tego nie zrobił, nie dokończył tam roboty ale na stronie napisał – zagadka rozwiązana. Niestety zagadka dalej jest. Nie wiadomo jak wygląda samo dno szybu i na którym kończy się metrze.

Co oficjalnie już wiadomo na temat tej sztolni i tego szybu ? Wiadomo, że na pewno nie ma nic wspólnego z Riese i Rudigerem co w kilku książkach było błędnie podane. Słyszałem, że sztolnia i szyb w niej służył do badania profilu geologicznego podczas budowy tunelu. Natrafiono ponoć tam na bardzo trwałą skałę porfirową,i nie chcąc mieć opóźnienia w budowie  wydrążono ten szyb, żeby zobaczyć co ich czeka przy budowie. W tamtym czasie nie było georadarów ani takich wiertnic jak dziś. Takie przedstawienie sprawy ma sens (źródło: P.R.). Być może szyb następnie dodatkowo następnie spełniać funkcję hydrologiczną (zbiornik wyrównawczy).

PRZYPISY:

Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 212

Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 218

Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 213

Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 218

Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 218

Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 218

Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 218

„Veni, Vidi… Wołowiec” – „Odkrywca” NR2 (145) LUTY 2011 – tekst: Paweł Rodziewicz

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | Jeden komentarz

Górski trening

W Tatrach (polskich): 04.2013

W Tatrach (polskich): 04.2013

Odpowiedni trening przed wyprawą w wysokie góry jest niezbędny – truizm, ale prawdziwy. Dobra kondycja, silne nogi, ogólna sprawność i zdrowie to podstawa. Bez tego na wysokie szczyty nawet nie ma co się ruszać. Technikę można wytrenować, sprzęt można nabyć, wiedzę zdobyć. Ja tak zrobiłem (i wciąż nad tym pracuję). Niestety są niuanse na które mocnych nie ma. Dlatego nie zarzekam się, że wejdę od razu na każdy szczyt na który zamierzam wejść.  Przede wszystkim nie wiem jak mój mózg i płuca (mimo dobrej aklimatyzacji) będą reagowały na wielotysięczne góry  – może się w praniu okazać, że mam usilną  i wredną tendencję do chorób wysokościowych. To niebawem się okaże. Mam pewne obawy.

Podczas wchodzenia na Świnicę - Tatry 04.2013

Podczas wchodzenia na Świnicę – Tatry 04.2013

Podczas szkoleń tatrzańskich słyszałem wiele opowieści od ludzi którzy już z wysokimi górami się zderzyli. Np. widziano jak kobieta wchodząc na słynny Mount Blanc będąc już coraz bliżej szczytu nagle niespodziewanie zwinęła się w pionie jak mokra nitka makaronu na podłogę. Kto inny na Kilimandżaro na wysokości około 5200 m.n.p.m. zareagował (bez wcześniejszych bólów głowy !) gwałtownym bardzo silnym krwotokiem z nosa i wymiotami. Trochę się tego typu opowieści nasłuchałem..

Wspinaczka lodowa w okolicach Zmarzłego Stawu - Tatry 04.2013

Wspinaczka lodowa w okolicach Zmarzłego Stawu – Tatry 04.2013

Jestem optymistą, ale nie takim by nie dopuszczać irracjonalnie możliwości porażki, nie zależnej po prostu ode mnie. Weźmy taki przykład: Pogoda. Słyszałem opowieść ( w Tatrach), że podczas wyprawy na Aconcaqua pogoda załamała się tak bardzo, że wejście stało się po prostu nie możliwe, w dodatku taka aura utrzymała się złośliwie aż trzy tygodnie. Kto z nas ma tyle czasu by siedzieć tam i czekać tyle czasu na okienko pogodowe ? trzeba było wracać. Liczę na to, że mnie takie coś w górach nie spotka.

W drodze na Śnieżnik (zimowe wejście): 10.12.2012

W drodze na Śnieżnik (zimowe wejście): 10.12.2012

Nie boję się ryzyka i na pewno będę ryzykował na maxa, a do treningu przykładam się naprawdę solidnie. Odbyłem szkolenia w Tatrach (ukończone dyplomem), dbam o kondycję i  ogólną formę przez cały rok. Robiłem w między czasie mniejsze wypady np. wejście w bardzo złą pogodę (zamieć, wysoki śnieg, lokalnie bardzo gęsta mgła, mróz) na Śnieżnik, i to z samym Danny Williamsem. Wszystko to po to by przygotować się na każdą możliwą ewentualność jaka może mnie spotkać w wysokich górach.

Budowanie jamy śnieżnej w okolicach Czarnego Stawu (04.2013)

Budowanie jamy śnieżnej w okolicach Czarnego Stawu (04.2013)

Kurs który odbyłem w Tatrach był naprawdę bardzo solidy (polecam każdemu). Podczas tego kursu dowiedziałem się również nieszczęsnej prawy o lawinach. Prawda jest taka, że gdy kogoś takowa przysypie to zazwyczaj zawsze kończy się to jego śmiercią. Jeżeli w ciągu pierwszych 18 minut nie zostanie odkopany (zakładając, że nie zginął od razu na skutek urazów mechanicznych przy zejściu lawiny co stanowi aż 25 % przypadków) to można już tylko odkopać trupa. Jeżeli jesteście gdzieś daleko w górach i zejdzie na Was lawina..

Zjazdy na linie - Tatry 04.2013

Zjazdy na linie – Tatry 04.2013

Jest wiele niebezpieczeństw, które można pokonać lub niwelować. Np. odpowiednia wiedza na temat lawin, może sprawić, że nie pójdziemy dalej  – to jest kolejny powód dla którego wyprawa może zakończyć się niepowodzeniem. Ja np. mogę chcieć ryzykować życie, ale pozostali członkowie zespołu niekoniecznie. Liczę w każdym razie na sukces, niebawem mój rajd po wysokich szczytach rozpocznie się. Mam nadzieję, że będę miał co na stare lata wspominać.

Hamowanie obsunięć czekanem w stromym śniegu - Tatry 04.2013

Hamowanie obsunięć czekanem w stromym śniegu – Tatry 04.2013

Zachęcam do obejrzenia zdjęć (z opisem) robionych podczas ostatnich szkoleń Tatrzańskich. Zdjęcia znajdują się na tym blogu w zakładce ALBUM.

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | Dodaj komentarz

Mity i Fakty – Gontowa cz.2

Wlot do sztolni nr 2 w górze Gontowa (fot. P.J.)

Wlot do sztolni nr 2 w górze Gontowa (fot. P.J.)

Mity na temat podziemi w górze Gontowa podzielić można na dwie grupy. Pierwsza grupa to ta, w której znajdują się bajki, baśnie i legendy na temat ukrytych pod koniec wojny depozytów w sztolni nr 3, natomiast druga grupa, mówi o sztolniach w ilości liczbowo większej, niż faktycznie się tam znajdują. Na temat depozytu-skarbu ukrytego przez Niemców zacząłem pisać już poprzednio (warto przeczytać – polecam) więc zacznę ten wpis, jako ciąg dalszy. Ktoś ostatnio powiedział mi, że ta cała historyjka jest uwiarygodniona (chodzi o osoby). Zgoda, był ktoś taki jak Grabowski, ale nie uwierzę, że zaraz po wojnie kiedy zlecono mu nadzór nad budową mostu (zlecono ?), on poszedł sobie z pracownikami (cały sztab Niemców) odkopywać skarby w Sokolcu. Za taką niesubordynację w tamtych czasach względem powierzonego mu przez państwo zadania (dzisiaj w prywatnym przedsiębiorstwie dostałby tylko dyscyplinarne zwolnienie) stanął by od razu pod ścianą. Najlepsze jest to, że według tej przekazanej przez Mariusza Mirosława i Tomasza Witkowskiego relacji (patrz książka: W kręgu tajemnic „Riese” Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, Kraków 2008) Grabowski razem z tym Moshnerem te skarby praktycznie tam… odkopali !

       „Robota systematycznie posuwała się naprzód (..) Aż pewnego dnia  (…) pod świeżo odsłoniętym zawałem ukazała się warstwa koców..” ,czytamy dalej: „Gruba warstwa koców miała zbierać wodę, spływającą z góry i minimalizować jej dopływ do ukrytego w sztolni ładunku.” 1   A więc mamy ładunek (depozyt).

Zdjęcie z książki pt. W kręgu tajemnic „RIESE”, aut. Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, Kraków 2008, str. 191 (fot. P.J.)

Zdjęcie z książki pt. W kręgu tajemnic „RIESE”, aut. Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, Kraków 2008, str. 191 (fot. P.J.)

Dobra, skarb jest odkopany, leży tam przykryty kocami. Co dalej ? A no zamiast zabrać skarby to czytamy, że Grabowski szykuje do drogi i odprawia z kwitkiem Moshnera za granicę bo „pewnego dnia”  dowiedział się, że w jego sprawie toczy się postępowanie śledcze prowadzone przez UB. (za ten czas nie zdążyli by wydobyć depozytu ?). No dobra.  I co dalej ? czytamy: „Tymczasem jakiś czas po ucieczce Moshnera , UB zainteresowało się również Grabowskim” 2 (jakiś czas ? to ile już w sumie tego czasu upłynęło od momentu gdy Grabowski dokopał się do koców ?? Przecież zdążył by wydobyć ten depozyt już sto razy !). W końcu UB przyszli i po Grabowskiego. Grabowski to chyba jak go zastali to siedział w tej sztolni na czterech literach przez ten cały czas z Niemcami i wpatrywali się w ten depozyt, miesiącami, zamiast go stamtąd zabrać. Koce i depozyt UB zostawili a jego samego zawinęli. Czujecie bluesa ? Sztolnie odstrzelili (przy wlocie) a do koców i skarbu nawet nie zajrzeli. Po latach więc Grabowski wraca, z Aniszewskim i „spółką”, po skarby zawinięte w koce, bo UB ich nie zabrała wtedy, ani później  gdy sobie o tym fakcie przypomniała. Nie zabrała bo Grabowski mimo swojej pamięci absolutnej nie potrafił już wskazać w której to sztolni prowadził prace (po trzech latach !), a oni go tylko za karę samego w lesie zostawili.. UB ! Powiem Wam, że ja czegoś równie głupiego to chyba jeszcze nie czytałem.. Ta historia przedstawiona przez Mirosława i Witkowskiego  dorównuje im już chyba tylko tej o odkryciu przez nich sztolni na Wołowcu (innym razem o tym napiszę ) również w tej książce  przedstawionej.

Zostawmy Trolla i pomówmy teraz na temat drugiej grupy mitów – dotyczącej ilości sztolni w górze Gontowa. Zacznijmy znowu od Grabowskiego. Jacek Kalarus, zapytany o Grabowskiego powiedział tak:

       „ (..) Myśmy go tylko raz zawieźli, ale pod sztolnię nr 1 i 2 na Sokolcu. On wtedy twierdził, że pomiędzy tymi sztolniami była jeszcze trzecia, ślepa sztolnia” 3.

Grabowskiemu więc już dziękujemy. W tym przypadku nie ma co nawet tego rozpatrywać. Swoją drogą, to on chyba nigdy nie był na Gontowej. Tak dobrze pamiętał tamte czasy z taką zegarmistrzowską dokładnością (wg relacji Mariusza Mirosława i Tomasza Witkowskiego w książce W kręgu tajemnic „Riese” , Łukasz Kazek-Bartosz Rdułtowski, Kraków 2008, – przyp.), a zacina się za każdym razem gdy pytano się go o sztolnie w tym masywie (lokacja). Dziękujemy.  Kto następny ? Pan Józef Groń. Ten mówi tak:

       „ (…) po wojnie byłem we wszystkich tych sztolniach. Pierwsze cztery przeszedłem do końca. Piąta którą teraz odkopują była zagadką. (..) Pan Józef opowiada również, że sztolnie po wojnie były zupełnie puste, nie było kilofów i łopat, znaleźliśmy tylko rower i stare radio..” 4.

Niestety, prawda jest taka, że  nie były puste. Przeciwnie, przez wiele lat po wojnie leżały w nich torowiska, lutnie, walały się świdry, łopaty, kilofy, a nawet stał cały wagonik (patrz książka: Podziemny świat gór sowich, M.Aniszewski – Piotr Zagórski (foto) wydanie rozszerzone, Kraków 2006)  a do tego było sporo części osprzętu elektrycznego. Panu Groniowi więc również dziękujemy.

Źródło: Mariusz Aniszewski - Piotr Zagórski (foto), Podziemny świat gór Sowich, wydanie rozszerzone, Kraków 2006, s.150 (fot. P.J.)

Źródło: Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny świat gór Sowich, wydanie rozszerzone, Kraków 2006, s.150 (fot. P.J.)

Następny: pan Józef Żydak:

       „ (…) Pamiętam, że w 1945 roku, gdy chodziliśmy z chłopakami, w tym miejscu były dwa tunele. Na wiosnę 1946 roku w ogóle zniknęły z powierzchni. Dowiedzieliśmy się, że zostały wysadzone przez Niemców. Fakt jaki pamiętam dokładnie, to że jeden z nich był wymurowany cegłą, do połowy malowany na biało, miał lampy elektryczne oraz komory boczne, gdzie znajdowały się narzędzia ślusarskie i jakieś maszyny. W tunelu tym, 50 metrów od wejścia, znajdowały się stalowe drzwi, jedna połowa była uchylona – dochodził z stamtąd szum. Świeciliśmy latarkami, ale nic nie widzieliśmy. Od drzwi do wejścia były ułożone tory zalane betonem. Tunel ten był suchy. Do dzisiaj go nie odnaleziono. To był czwarty tunel w masywie. „ 5.

Niestety sztolnia nr 4 (ani sztolnia nr 3) nie ma posadzki wylanej betonem z torami w niej, ani nie jest wyłożona cegłą pomalowaną na biało. Poza tym tu dowiadujemy się, że te sztonie nie wysadzili UB tylko.. Niemcy. Panu Żydakowi również mówimy dziękujemy.. Następny:

       „ (…) Marian Bazała,  pamięta swe młodzieńcze czasy w głąb sokoleckich tuneli, w pierwszych latach po wyzwoleniu. Przy okazji jednego z nich natknął się na opisywany przez komendanta Grabowskiego zawał. Pamięta go do dziś z powodu grubej warstwy koców wojskowych, leżących pod odstrzelonym rumowiskiem” 6.

Czyli musiało to być już po robotach Grabowskiego skoro koce było widać (Grabowski z Niemcami się do nich dokopali – przyp.), ale przecież UB odstrzeliło sztolnię po aresztowaniu Grabowskiego, w jaki więc sposób dostał się do niej Bazała ? Dziękuję, następny:

       „Pan Bazała twierdzi ponad to, że tuż po wojnie do podziemnego kompleksu Gontowej, w szczególności zaś do górnego poziomu, można było się z łatwością dostać za pomocą wielu studzienek zaopatrzonych w klamry.” 7

Naaastępny:

Jacek Kalarus: „W wyniku kilkuletniej penetracji terenu, analizy map i szczątkowych zeznań świadków, prowadzonych przez nieformalny zespół badawczy, udało się ustalić, że podziemia Gontowej składają się z trzech najprawdopodobniej niezależnych, poziomów sztolni. Jedynym dostępnym jest poziom górny, pierwotnie składający się z trzech włazów..”  8

Czyli to ten środkowy tunelik-sztolnia o której mówił im Grabowski ?? W takim razie dziękujemy już.. następny:

Źródło: Mariusz Aniszewski - Piotr Zagórski (foto), Podziemny świat gór Sowich, wydanie rozszerzone, Kraków 2006, str. 234

Źródło: Mariusz Aniszewski – Piotr Zagórski (foto), Podziemny świat gór Sowich, wydanie rozszerzone, Kraków 2006, str. 234

Do rozpropagowania rzekomo większej ilości sztolni w Gontowej niż 4 przyczynił się również.. Mariusz Aniszewski. Mało tego dołożył sobie po jednej lub więcej sztolni (a czasami nawet dodał szyb) w każdym z pozostałych kompleksów. Wnioskuję z tabeli, że Aniszewski wie na czym polega biznes turystyczny, i nie ma tu co więcej komentować..

Według ogólnie łatwo dostępnych źródeł, ktoś kompletnie niezorientowany ( np. internetowy eksplorator jakich pełno) dowie się, że ilość sztolni jakie znajdują się w górze Gontowa na dzień dzisiejszy (07.04.2013) wynosi.. 4 (słownie: cztery). Dwie z nich ulokowane na wysokości 650 m. n. p. m. –  tzw. poziom I, oraz dwie kolejne, nieco niżej, na wysokości 598 m. n. p. m. – tzw. poziom II. Te sztolnie faktycznie się tam znajdują.  Każdy kto ma ochotę może wybrać się tam i dość łatwo te sztolnie tam zlokalizuje (sztolnia nr 4 jest obecnie zawalona od samego wlotu, jednak w internecie jest tyle wskazówek, że nawet ślepy trafi). Jak każdy kompleks Riese, również i Gontowa ma swoje mityczne sztolnie, które są.. tylko nie wiadomo gdzie. To jest przede wszystkim w tej chwili biznes turystyczny, może tak należy to rozumieć ? Kto będzie chciał dowiedzieć się więcej, ewentualnie wykluczyć pewne możliwości, nie będzie szukał odpowiedzi tam gdzie ich na pewno nie ma, tylko poświęci trochę czasu i środków i uparcie będzie zgłębiał temat z myślą o tym by zaspokoić ciekawość. Ja poszukałem na własną rękę i znalazłem trzy nie zależne od siebie źródła osobowe. Przekaz jednego z nich już zweryfikowałem w sposób praktyczny i okazał się prawdziwy..Mam jeszcze dwa.. Jednak ta wiedza zostanie moją wiedzą (i w jakiejś części grupy GES), bo nie zamierzam/y się nią z nikim dzielić. Tego w internecie ani w literaturze nigdzie nie znajdziecie (bo nie ma). Niemniej do tematu Gontowej na pewno na blogu powrócę. Gontowa to zaraz po GW mój ulubiony kompleks należący do tzw. strefy zewnętrznej „Riese”.  Poza tym mam niesamowity ubaw z tego, jakie niestworzone historyjki niektórzy opowiadają na jego temat.

C.D.N.

Literatura:

1 Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 187 – 188

2 Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 188

3 Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 210

4 Gazeta Noworudzka

5 Z.Dawidowicz, „Riese” – hitlerowskie podziemia śmierci, Kraków 2007, s. 169-170

6 Kalarus Jacki, Podziemny świat Sokolca, „Słowo Polskie”, za Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 205

7 Kalarus Jacki, Podziemny świat Sokolca, „Słowo Polskie”, za Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 205

8 Kalarus Jacki, Podziemny świat Sokolca, „Słowo Polskie”, za Łukasz Kazek – Bartosz Rdułtowski, W kręgu tajemnic „Riese”, Kraków 2008, s. 204

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized | Dodaj komentarz